piątek, 22 czerwca 2012

Księga 6

        

                           księga 6

"Siedząc samotnie w domu, zaczęłam zastanawiać się nad tym, co jest naprawdę ważne. Zaczęłam płakać. Nie dlatego, że tęskniłam, nie dlatego, że było mi smutno, nie dlatego, że czegoś mi brakowało. Płakałam, bo nie wiedziałam na kim mi teraz zależy, nie widziałam sensu bycia."

   

                  ********************Ichii Rodriquez********************
     Biegnij, biegnij ! Szybko zanim Cię złapią ! Spojrzałem na swoje ręce, były całe we krwi. Spływały gęstym strumieniem po moich rękach. Zdawałem sobie sprawę, że to mogą być moje ostatnie kroki. Nie przez to, że tracę strasznie dużo krwi. To przez to, że wiem jak pomóc Elisabeth i Angelicce.
Boże dlaczego nie chcesz mi pomóc ? pomyślałem
   Wiedziałem, że muszę być ostrożny, że jeśli tego nie zrobię zginę. Nie mogę tego zrobić ! Muszę przeżyć.
   Przewróciłem się. Rozciąłem sobie biodro. No ładnie ! Po zapachu na pewno będą wiedzieć gdzie jestem. Muszę patrzeć z czego żyję !
   Wstałem i rozejrzałem się po gęstym lesie. Nikogo nie ma i ta złowroga cisza, aż dostałem gęsiej skórki. Kurna...spojrzałem przed siebie. Mico ? Nie, to ktoś inny. Gestem dłoni wołała mnie do siebie. Ale czy mogę jej zaufać ? Westchnąłem. A mam wyjście ?
   Za sobą usłyszałem, że pościg został wznowiony. Biegną i są coraz bliżej. Pobiegłem do Silven. Tak, matka Mico wygląda identycznie jak własna córka. Przy śpieszyłem, wiedziałem, że jeśli nie dobiegnę do Cesarzowej to już po mnie.
   W ostatniej chwili zdążyłem zrobić unik. Coś galaretowa tego, z bardzo dużymi i szerokimi kończynami chciało mnie zabić. Niektórzy z nich byli cali owłosieni i sam dotyk obrzydzał.
   Zatrzymałem się i jeszcze raz rozejrzałem. Muszę być ostrożny. Jeden zły ruch i zabiją mnie na miejscu.
-Rusz się !-usłyszałem melodyjny głos Silven-Nie ma czasu !
   Dałem dwa kroki na przód. Najpierw szedłem ostrożnie, a potem biegłem ile sił w nogach. Czułem, ze coś rzuciło się w moim kierunku, ale nie dam rady zrobić uniku. Siła ciosu w głowę była tak mocna, że aż poleciałem. leciałem nad Silven. Wyciągnęła rękę, żeby mnie złapać, ale byłem za wysoko. Uderzyłem głową w drzewo. Bolało.
   Dotknąłem palcami tył głowy. Mimo mroku spojrzałem na dłoń i zobaczyłem, że jest cała we krwi. Byłem pewien, że moje piękne blond włosy są już całe we krwi.
   Odwróciłem się na plecy i poleciałem trochę w bok. Uniknąłem w ten sposób następnego następnego ciosu. Cholera jasna. Wiem, że nie mam żadnych szans w walce z nimi, a Silven nie może mi pomóc.
-Na co ty czekasz ?-usłyszałem znowu jej głos.
   Wstałem i pobiegłem znowu w jej kierunku. Szybko, patrząc pod nogi i jednym okiem rozglądałem się w okół czy nic mnie nie atakuje. Gdyby nie moje kocie oczy nic bym nie widział.
   Znowu poczułem, że coś mnie atakuje. Tym razem dostałem w plecy. Poleciałem nisko nad ziemią. Myślałem, że dolecę do Silven. Ale tak się nie stało. Szybko wstałem i odwróciłem się. Wytrzeszczyłem oczy. Goniło mnie około dziesięciu małych demonów.
   Spojrzałem panicznie w bok szukając czegoś co mogłoby mi pomóc. Ciśnienie podskoczyło mi tak bardzo, jakbym naraz wypił z osiem litrów mocnej kawy.
   Jest ! Z dziesięć metrów na lewo ode mnie leżało porośnięte mchem drzewo. Spojrzałem na nie, a oczy mi rozbłysły. Przymrużyłem je i gwałtownie nimi przewróciłem w kierunku potworów. Drzewo od razu uderzyło w przeciwników. Ha ! jeden do trzech dla mnie !
-Zostaw ! Nie mają prawa ci nic zrobić-usłyszałem głos Silven gdy wyciągała do mnie dłoń.
   Pobiegłem szybko do niej. Teraz nic mi nie prze szkodziło.
-Pozdrów Kaana i Mico-powiedziała gdy tylko jej dotknąłem...
                               
                                                         *      *     *     *
    Obudziłem się. Gdy tylko otworzyłem oczy dał się we znaki ból głowy. Kolejna wizja. Teraz już wiedziałem jak pomóc Angelicce. Ale najpierw muszę coś zrobić z bólem głowy.
   Jedną ręką otworzyłem szufladkę i wyciągnąłem małe pudełeczko. W środku były małe tabletki od Angeliccy. Wiedziałem, że mi  pomogą.
   Po dziesięciu minutach wstałem. Zatrzymałem się na środku pokoju i popatrzyłem się na siebie. Podniosłem bluzkę ga góry i zobaczyłem wszystkie moje rany. Spojrzałem na biodro. Było rozcięte, a z niej wydobywała się jakaś żółta substancja. No Kyrrie czeka cię dzisiaj zadanie.
   Szybko się ubrałem i wziąłem plecak. Pomogłem babci zejść po schodach i skierowałem się do kuchni. Moja przybrana rodzina już jadła. Ojciec i matka. No tak, siostra zajmowała łazienkę.
-Gdzie ty idziesz ?-zapytał mnie ojciec trzymając w jednej ręce nóż, a w drugiej kawałek chleba.
-Do szkoły-odparłem.
-Ichii-zawahała się matka, ale zaraz dokończyła-dzisiaj sobota.
   Usiadłem na krzesło. Podrapałem się po głowie. To by się zgadzało. Przez trzy dni nie wychodziłem z domu, a tylko wczoraj byłem pomóc Angelicce wrócić do świata żywych.
-Ichii ?!-usłyszałem głos mojej siostry Sylwii-Dlaczego twoja poduszka i kołdra są całe we krwi ?
   Wszyscy popatrzyli na mnie z troską. Nagle skrzywiłem się. Najechałem palcami na ranę, a to zabolało.
-Nie wiem dlaczego. Obudziłem się i wszystko było we krwi-odparłem nie mijając się z prawdą.
-Może pojedziemy do lekarza ? Może infekcje się wdarły-za proponował ojciec.
-Pójdę do Kyrrie'go. Jego ojciec jest lekarzem-powiedziałem wymijająco.
   Sylwia usiadła obok na krześle.
-A ty po co byłaś u mnie w pokoju ?-zapytałem siostrę odwracając się w jej kierunku
-Bo znowu zmoczyła mi się ładowarka od Samsunga i pożyczyłam twoją-odparła Sylwia bawiąc się kosmykiem włosów.
-A spróbuj ją zmoczyć !
-Oj bracie-powiedziała przytulając się do mnie.
-Podwieźć was ?-zapytał ojciec
-Mnie ! Po drodze będzie-odparłem.
-A ciebie ?-zapytał Sylwię
Zaprzeczyła ruchem głowy, po czym wzięła swoje kanapki i poszła.
-Idę pooglądać 4fun.TV-powiedziała z daleka.
   Dziesięć minut później byliśmy z ojcem o imieniu Roman w drodze. Fajne takie imię Roman. Dla prawnika w sam raz !
-Na prawdę nie wiesz co ci się stało ?-kiwnąłem lekko głową udając, że głowa mnie boli. Leki Angeliccy pomogły i nie czułem już bólu.
-Jak przesadziłeś z alkoholem to powiedz nie będę cię bić-ciągnął ojciec.
-Tato, ja nie piję-odparowałem mrużąc oczy.
-To może się pobiłeś ?
-Pudło, nie trafiłeś-powiedziałem odpinając pasy.
-Przyjechać po ciebie ?-zapytał patrząc jak wychodzę.
O której ? O jedenastej w nocy ? Bez urazy, ale ja będę szybciej-powiedziałem zamykając drzwi.
   Pomachałem mu i pobiegłem do drzwi. Nacisnąłem klamkę. Nic. Zamknięte. Muszę dzwonić. Nacisnąłem dzwonek. Nic. Śpią ? Nacisnąłem jeszcze raz.
-No chwila ! Pali się czy co ?-usłyszałem głos
   W drzwiach stanął mi ziewający Kyrrie.
-Szukam Angeliccy. I ciebie-powiedziałem uśmiechając się.
-Człowieku ! O dziewiątej rano miłosne podboje ?-zamyślił się-A ja to ci do czego ?
-Mam rozwiązanie dla Angeliccy. A ty musisz mnie uzdrowić-powiedziałem prosto z mostu.
   Uchylił drzwi, teatralnie się ukłonił i zaprosił mnie dłonią do środka. Po czym popchnął drzwi. Trzasnęły z takim hałasem, że aż podskoczyłem.

                   
                      *************************Persefona Lied*********************
   Ah i już nie mogę spać. Dlaczego ? Dopiero dziesiąta godzina. No nic. i tak już nic nie zrobię, aby usnąć. Musze wstać. Choć tak bardzo nie chcę.
   Odwróciłam się na plecy. Leżałam na łóżku w samych czarnych-koronkowych stringach i czarnym-koronkowym staniku. Cholera kolejny dzień gdy spotkam Ulgorię. Jak ja tego nie chcę. Tak bardzo chcę, aby wrócił do FarIng.
-Ale głupie moje serce jest-powiedziałam cicho-że też się w nim nie odkochało.
   Chciałabym wziąć maczugę, wyciągnąć serce i uderzyć. Tak z całej siły. Niech zapomni, zapomni akurat o nim. Ale za cholerę nie chce. próbowałam z innymi, ale wspomnienie o imieniu Ulgoria wraca. Cały czas i nie da się jego pozbyć.
   Zakryłam głowę kołdrą chciałabym, aby wspomnienia dały mi chociaż na chwilę spokój. Popatrzyłam na przeciw. Stała tam szafa z ciuchami. Uśmiechnęłam się. Zawsze gdy się w kimś zakochałam kupowałam sobie z nim ciuchy. Ale gdy tu przybyłam Mico zadbała o to, aby nie było śladu po Damianie. W sumie po żadnym chłopaku. Rozpaliłyśmy na polu ognisko i wszystko spłonęło. Śmiałyśmy się w tedy jak szalone. Myślałyśmy, że pozbyłam się śladów Ulgorii i innych mu podobnych. Niestety on wrócił.
-Cholera !-krzyknęłam na cały dom.
   Co tylko pomyślę to on wraca. Kurczę ja muszę wymyślić coś, aby się go pozbyć. Albo wrócić do niego. Pomysł ostatni wydał mi się bardzo ciekawy, ale jaką miałam pewność, że on zaraz nie odejdzie ? No właśnie żadną.
   Wstałam z łóżka. Nie miałam już ochoty tam leżeć. Wpadłam na pomysł. Taki, że sprawdzę czy on nadal kocha. Chcę założyć na siebie czerwoną sukienkę z dużym dekoltem, wypsikać się perfumami, które uwielbia i gdy będzie mnie rozbierać wzrokiem ja pocałuję kogoś innego.
   Nieee nie jest tego wart.
   Szłam w kierunku szafy wygrzebać jakieś ciuchy. Roztrzepałam włosy palcami. Nawet nie mam pomysłu w co się ubrać. Trudno założę cokolwiek.
   W końcu wygrzebałam szarą bluzkę ze srebrnym napisem "I Love New York-forever !" było tam jeszcze graficzne zdjęcie tego miasta. Była to długa bluzka. Praktycznie tunika, wiec założyłam na nogi krótkie szorty i wyglądało to tak, jakbym miała na sobie tylko bluzkę. Na nogi założyłam czarne botki ze szpicem na około dziesięciu centymetrów.
   Wyszłam z pokoju i od razu miałam ochotę tam wrócić. Parę metrów od poręczy schodów stał Ulgoria. Że też musiałam zrobić parę tych kroków ! Odwróciłam się chcąc wrócić do pokoju, ale Ulgoria był szybszy. Zagrodził mi drogę swoim ciałem.
-Persefono o co ci chodzi ?-zapytał mnie patrząc na mnie
-Mi ?-zapytałam z niedowierzaniem
-Odkąd tu przyjechałem nic nie mówisz. A wiem, ze ci na mnie zależy...
Postanowiłam położyć wszystko na jedną kartę wiec mu przerwałam:
-Nie oczekuję wiele ! Praktycznie nic od Ciebie nie chce... Chce jednego... Chce abyś mnie przytulił i powiedział " jesteś dla mnie ważna mała".
Lecz on zrobił zupełnie co innego. Podszedł do mnie i pocałował mnie. Tak namiętnie, że wszystko się we mnie zagotowało. Chciałam, aby trwało to wiecznie,ale nie chciałam dać mu tej satysfakcji. Satysfakcji osoby, która od razu wróci jak gdyby nigdy nic.
   Odepchnęłam go od siebie po około trzech minutach. Nie miałam zamiaru dłużej tak stać.
-Co ty sobie wyobrażasz ? Że od razu będzie jak dawniej ? A za dwa dni będziesz w FarIng ?-powiedziałam wkurzona na niego
Był zdezorientowany. Nie wiedział o co mi chodzi. Przed chwilą dałam mu znak.
-Nie. Nie wracam narazie do FarIng. Zostajemy tu. Kaan chce pomóc Angelicce i Mico. Więc zostajemy-powiedział po chwili.
-A potem ?-zapytałam
-I tak zostaniemy. Kaan chce być tam gdzie Mico-od powiedział.
-Ale to co było miedzy nami nie wróci-powiedziałam odwracając się, żeby odbiec.
Złapał mnie za rękę i po chwili przyciągnął do mnie. Przytulił się od tyłu i wyszeptał mi do ucha:
-Jesteś dla mnie najważniejsza mała. Kocham tylko ciebie. Nikogo innego. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Nie przestałem cię kochać jak mnie nie było. Proszę wybacz mi moją ucieczkę.
Nie wiedziałam co zrobić. czy wybaczyć, czy jednak użerać się z moją miłością do niego.
-Ja...nie wiem-odparłam po chwili.
-Naprawię wszystko-nie dawał za wygraną-. Zrozumie jeśli musisz mieć czas. Ale Persefono-westchnął-kocham cię i nie chcę cię stracić. Wybaczysz mi ?
-Tak, kiedyś Ci wybaczę. Gdy przestaniesz traktować "przepraszam" jak gumkę do mazania-byłam ciekawa jego reakcji.
Zatkało go przez chwilę. Ale szybko wrócił do swojego normalnego wyrazu twarzy, ale ja nie zamierzałam odpuścić. Chciałam mu wygarnąć:
-Nie było Cię, gdy Cię potrzebowałam. Standard.
-Nie mogłem-tłumaczył się.-Na prawdę cię kocham !
-Zanim powiesz "kocham", pomyśl czy potrafisz.
Popatrzyłam się chwilę na niego, a w końcu poddałam się i powiedziałam od razu:
-Tak wiele słów budzi we mnie łzy, wciąż ciężko uwierzyć, że Ty to Ty, a nie my.
 Popatrzył na mnie. Wiedział, że w końcu chcę wszystko powiedzieć. Wiedział, że zamierzam mu wybaczyć, ale najpierw chciałam mu wygarnąć.
-Składam ten świat po kawałku, ponieważ lustro, w którym się kiedyś odbijałeś, rozsypało się na drobny mak. Bo wystarczy, że zabraknie jednego kawałka puzzli, a obraz nigdy nie będzie kompletny.
Zrobiłam przerwę. Nie chciałam, aby to tak długo trwało. Ale musiałam mu wygarnąć.
-I przychodzi taki czas gdy czuję jak bardzo Cię potrzebuję, jak bardzo za Tobą tęsknię, jak bardzo chciałabym mieć Cię obok. Tylko dla siebie. Wiem, że to dziś nierealne, bo tylko taki ktoś jak ja, nie potrafi docenić, 'szczęścia' , stojącego tuż obok.
Popatrzył znowu głęboko w moje oczy i powiedział:
-Nigdy nie jest za późno na przeprosiny. Czasem jest tylko za późno by wybaczyć.
-Na błędach uczymy się tylko wtedy, kiedy zaczynają boleć-ciągnęłam.
-Ale mam nadzieję, ze twoje już przestały.
-Nie. Ale i tak jestem gotowa na to, aby przestały. Wiem, że to będzie możliwe, gdy będę z tobą.
Uśmiechnął się. Wiem, że domyślał się o tym co chcę mu powiedzieć.
-Idziesz polować ?-zapytał lekko się uśmiechając
Kiwnęłam głową i poszliśmy. Poczułam, że serce jakoś tak lepiej i swobodniej mi bije. No tak pogodziłam się z Ulgorią. Teraz moje serce nie musi dostać maczugą, aby być szczęśliwe.
   Gdy zeszliśmy na parter usłyszeliśmy głosy:
-Mam rozwiązanie dla Angeliccy i jej matki. Wiem też dlaczego mamy takie moce-powiedział Ichii a wszyscy przyszli usłyszeć jego nowiny.
   No to po wycieczce !

              ********************Ichii Rodriquez************************
       
   Popatrzyłem z Persefoną na siebie. Co ona robi z Ulgorią ? Nagle wszyscy popatrzyli na mnie. Słyszałem ich myśli. "Nie zależnie od tego co się stanie będziemy stać po tej samej stronie" mówili większością. Nawet Kaan tak twierdził. Spojrzałem w jego kierunku i uśmiechnąłem się. Obok stała Mico. Szybko odwróciłem się.
   Wszyscy patrzyli na mnie. Widzieli moje rany. Wiedzieli też co ich czeka. Domyślali się co się stanie. Wiedzieli, że odkryłem długo ukrywaną prawdę.
   Zamyśliliśmy się wszyscy. Większość myślała nad tym co ich czeka. I tylko Kaan z Lee dochodzili do tego. Kaan dochodził do prawdy związanej z nami wszystkimi, a Lee do tego, ze wiem jak wskrzesić Angeliccę.
   Drgnęliśmy wszyscy na dźwięk dzwonka, który znikąd rozległ się w całym domu. Lee poszedł otworzyć. Wiedziałem kto to. Był to wysłannik Białych Łowców. Wszyscy zadawali sobie pytanie "co on tutaj robi". nawet ja tego nie wiedziałem.
   "Trzeba pozbyć się niewygodnego świadka. Świadka tego, ze są tu wszyscy. Każdy z innej rasy. Zajmę się tym" pomyślała Angelicca.
   Spojrzałem na nią. Wiedziała, że czytam w jej myślach. Podeszła do Zora. Zoro stał oparty plecami i piętą jednej nogi o ścianę. Przytulili się. Angelicca udawała, ze się boi. Ale potrzebowała bliskości Zora.
-Nazywam się Aralos. Będę sprawdzać czy wszystko jest w porządku-powiedział przedstawiciel Białych Łowców.
Wyciągnął notes i zaczął coś w nim pisać.
-Widzę, że jednak nie jest w porządku-ciągnął- będę musiał załatwić to. Powiem wszystko na górze.
"Ichii zrób coś" usłyszałem w głowie głos Angeliccy. "Ale co ?" odparłem. "Nie wiem. Nie możesz wmówić mu w myślach czegoś ? Może, że jednak jest w porządku ?" "Warto spróbować"
-Wszystko jest w porządku. Nie warto pisać. Nic nam nie zagraża-mówiłem w myślach do Aralosa.
-Dziwne-powiedział po chwili-wydaje mi się, że wszystko jest w porządku-zastanawiał się Aralos. Po chwili skreślił wszystko.
   Wszyscy popatrzyli się w moim kierunku. Na ich ustach widniał uśmiech mówiący "dzięki".
-Róbcie co chcecie. Ja tylko będę się przyglądać-powiedział patrząc na nas.
-Potrzebuję parę osób.  Kyrrie'go, Angeliccę, Zora, Ulgorię, Marca, Lya'ę, Persefonę i Mico. Musicie pomóc-powiedziałem kierując się do wyjścia.
   Wyznaczone osoby poszły za mną plus Aralos. No tak, będzie teraz za nami chodził. Nie mieliśmy wyjścia musiał iść za nami. Informacji i tak nie przepuści dalej. Angelicca się go pozbędzie.
-Angelicco zaprowadź nas-powiedziałem a w myślach dodałem jej:-Do  Elisabeth.
   Kiwnęła głową. Szliśmy później drogą. W kierunku mojego miejsca.
-A ja to ci po co ?-zapytała mnie Lya
-Zobaczysz na miejscu-odparłem jej.
-A ja ?-zapytał Zoro-Nie sądzę, że znam się na rytuałach.
-Dla towarzystwa-uśmiechnąłem się.
-Serio ?-zapytał uśmiechając się.
-Po prostu wątpię, że pozwolą nam tam wejść ot tak sobie-poczułem, ze jakieś ciepło rozprowadza się po moim ciele. Lecznicze ciepło. Kyrrie robił swoje.
   W naszym kierunku szła Kera. Zaprosiliśmy ją gestem dłoni.
-Idziesz dla towarzystwa ?-zapytał ją Zoro
   Uśmiechnęła się i kiwnęła głową. Po chwili szła razem z nami. Szliśmy w dwóch grupach. Ja, Zoro, Anelicca, Mico, Persefona z przodu a reszta za nami . Aralos trzymał się w bezpiecznej odległości.
   Szliśmy tam w ciszy. Nikt z nas nic nie mówił. Ciśnienie mi podskoczyło. Za chwilę powiem im po co tu jesteśmy. Powiem im kim jesteśmy. Ja wiem kim jesteśmy.
   Postanowiłem powiedzieć im to teraz. Teraz w myślach, żeby Aralos nie wiedział.
-Słuchajcie-zacząłem mówić do wszystkich w myślach-wszyscy ci którzy teraz idą są...-zawahałem się.
Wszyscy patrzyli na mnie. Byli ciekawi tego kim są. Postanowiłem już im powiedzieć:
-jesteśmy Wybranymi. Wiecie tymi najsilniejszymi.
Wszyscy gwałtownie się zatrzymali, że aż Aralos na nas wpadł.
"Nie możliwe" "Przecież to miał być Kaan, Wasylisa Robert" "Bredzi" "A może za mocno walnął się w głowę ?"
-Nie to wszytko prawda. Razem możemy wszystko-powiedziałem w myślach.
   Odwróciłem się za siebie. Spojrzałem na Aralosa. Przyglądał nam się podejrzanie. Wiedział, ze coś ukrywamy. Uśmiechnąłem się. Satysfakcja była niesamowita. Oszukałem Anioła. I to nie byle jakiego.
   Nagle zaczęliśmy iść dalej. Wszyscy przełknęli początkowo to co się wydarzyło. Teraz najważniejsze było to, żeby pomóc Angelicce.
"Siedząc samotnie w domu, zaczęłam zastanawiać się nad tym, co jest naprawdę ważne. Zaczęłam płakać. Nie dlatego, że tęskniłam, nie dlatego, że było mi smutno, nie dlatego, że czegoś mi brakowało. Płakałam, bo nie wiedziałam na kim mi teraz zależy, nie widziałam sensu bycia. Zależy mi na was dwóch. Daj mi szansę" powiedziała w myślach do mnie Mico.
   Postanowiłem się przełamać. Za bardzo zależało mi na Mico. "Dobrze. Dam ci szansę"-od powiedziałem jej.
   Kyrrie ściągnął mi ręce z głowy. Byłem już zdrowy. A poza tym byliśmy już na miejscu. Popatrzyłem na pobliskie drzewa. Na to jak swobodnie bujały się w wietrze. Nie wiedzą, że wśród nich kryje się jeden z duchów.
   Podeszliśmy do starych schodów. Nie wiedziałem od czego zacząć. Lepiej oddać przywództwo Zorowi. tak też zrobię.
-No Zoro dowódco co teraz ?-zapytałem go
-Nie wiem. Przez dziesięć minut możesz ty nim być-odparł.
   Zamyśliłem się. też mi przyjaciel. Nie chce mi pomóc.
-Kyrrie, Marco, Ulgoria, Zoro, Angelicca, Mico idziecie z nami-powiedziałem w końcu. -Lya twoim zadaniem będzie stworzyć przejście dla nas pomiędzy wodą.
-A reszta ?-zapytała Persefona.
Dokończył za mnie Zoro:
-Persefono ty się weź za naturę. Niech słyszą czy nic nam nie zagraża Kero wejdź na górę i porozumiej się z wiatrem na wszelki wypadek będziesz osobą, która pierwsza zaatakuje. Lya wejdź tak, abyś była chroniona. Od ciebie zależy czy wrócimy.
   Wszyscy kiwnęliśmy głowami. Zoro był urodzonym przywódcą. Czekaliśmy na to, kiedy wszyscy się ustawią. Kera weszła na górę. Nauczona przez Persefonę zmieniła się w Panią Wiatru, Lya w Panią Wody, a Persefona w Panią Ziemi.
-Będziecie musieli zrobić to bardzo szybko-powiedziała Lya po czym woda rozsunęła się.
   Wszyscy szybko wskoczyliśmy na du. Było to kafelkowe podłoże, więc łatwo mogliśmy się przewrócić. A w tedy pływalibyśmy. Obok jest woda o głębokości około dwóch metrów.
   Biegliśmy jak szaleni. Tylko po to, żeby mieć pewność, że zdążymy. Ulgoria i Mico byli pierwsi. Więc pomagali wejść na wzniesienie reszcie.
   Gdy byliśmy na miejscu woda wszystko zalała. Wszyscy oprócz Mico i Ulgorii odpoczywali. Ja rozglądałem się jednocześnie za Elisabeth. Nie było jej.
-Nie ma jej-powiedziałem do wszystkich.
-No co ty nie powiesz-odparł Ulgoria siadając na środku kamienia.
   Jedno ucho przyłożył do ziemi. Słuchał. Słuchał czy nie ma jakiś śladów.
-Nie było jej tutaj dzisiaj wcale-powiedział po paru minutach.
-To do niej nie podobne. Ona zawsze tutaj siedzi-powiedziała Angelicca.
-Jakby była gdzieś to bym słyszał-powiedział Ulgoria nie odrywając się od ziemi.
-Mówiliście, że może być tylko w określonych momentach. Może teraz nie może-zastanawiał się Zoro.
-Ale tylko na słońcu. Nie interesujesz się duchami ?-zapytał go Marco.
-Zamknijcie się !-rozkazał im Ulgoria  mrużąc oczy.-Coś tu jest.
   Popatrzyliśmy się na Kerę i Persefonę, które nagle dziwnie się zaczęły poruszać. Lya patrzyła na nie zaniepokojona. Nie wiedziała co się dzieje.
   Nagle w naszym kierunku z dwojoną siłą poleciało drzewo. W ostatniej chwili wszyscy zrobiliśmy unik. Uderzyło w coś za nami rozwalając się na milion kawałków.
   Odwróciliśmy się gwałtownie w tym kierunku. To były te małe stworzonka, które goniły mnie w mojej wizji.
-Boże co to ?-zapytał Marco
-Ichii kto ci pomógł się wydostać z wizji ?-zapytała mnie Mico
-Nie wspominałem, że twoja matka ?-od powiedziałem cofając się
-Jakoś nie. Na pewno zapomniałeś-powiedział Zoro.
   Wszyscy popatrzyli na mnie. Mieli mnie za dziwaka. Silven nie żyła. Ale ja ją widziałem. Żywą z krwi i kości.
-Przepowiednia się spełnia. Dziesięciu ludzi przekracza granicę żywych i umarłych-powiedziała Silven schodząc do nas.
   Spojrzeliśmy gwałtownie w jej kierunku. Wszyscy staliśmy już na nogach. Nie mogliśmy w to uwierzyć. Kobieta, która nie żyła od narodzin Mico stała przed nami. Nie tylko ona. Stali tam ludzie, których od razu rozpoznałem. Moi biologiczni rodzice Robert i Wasylisa Rodriquezowie.
   Były tam jeszcze dwie osoby. Z dzikimi rysami. Osoby, które od razu można było rozpoznać. Jedna z nich piękna ciemno-blond osoba to Lindana Cross, a druga, to prawdziwy wampir. Wampir nie z naszych czasów. Rodem z czasów Drakury. Była to Mio Aname. Matka Kaana.
-Trybunał-usłyszeliśmy szept Marca.
-Przekraczacie granicę żywych i umarłych. Ty Ichii powinieneś zginąć na miejscu. Za to, że powiedziałeś im naszą tajemnicę-powiedziała Lindana.-Nie możemy oddać wam Elisabeth. Stwarza za duże zagrożenie. Miała należeć do Trybunału.
-Najwyraźniej nie chciała-zaczął Zoro.-Fajnie to być matką, która wolała śmierć zamiast opiekować się własnymi dziećmi ?
   Silven zmrużyła oczy. Chwilę później Zoro leżał w wodzie. I to w samym środku.
-Zoro !-krzyknęła Angelicca
-Ichii złamałeś prawo-powiedziała znowu Lindana.
-Że co zrobiłem ? Silven pomogła mi do tego dojść. No tak, najlepiej zwalić wszystko na mnie-wybuchnąłem.
-Żyje-powiedziała Angelicca patrząc na przeciwny brzeg.
   Nie musiałem się obracać, żeby wiedzieć co się tam dzieje. To Kyra wróciła. Podała Zorowi jego miecz i zaraz Zoro był w drodze do nas. Ona sama zajęła miejsce pomiędzy Persefoną, a Lya'ą.
   Zoro wyszedł i stanął obok mnie.
-Jesteś jak kot. Ile ty masz żyć ?-zapytała go jego matka
-Tyle ile mi wystarczy-odparł swobodnie.
   Znowu zmrużyła oczy, ale tym razem Zoro nigdzie się nie wybierał. Wbił swój miecz w ziemię i mocno się trzymał.
-Gdzie Elisabeth ?-zapytał Ulgoria
-Spójrz w górę-powiedziała Mio unosząc głowę do góry.
   Wszyscy nawet nasze tyłu popatrzyli do góry. Lya i Angelicca jęknęły. Czegoś takiego się nie spodziewały. Nikt nie chciałby zobaczyć tego na żywo.
   Pomiędzy gałęziami wisiała Elisabeth. Za dwie ręce była przyczepiona do gałęzi. Na złotych łańcuchach. Na sobie miała pozostałości po koszulce i spodniach. Wszędzie miała rany. Najwyraźniej nie chciał poddać im się bez walki. Cały czas kapała jej krew.
   Była żywa !! To dlatego Ulgoria nie mógł jej wyczuć.
   Zebrało nam się na wymioty. Nie chcieliśmy już na nią patrzeć.
-Żyje-powiedziała po woli Mico.
-Do czasu-powiedziała Lindana.



5 komentarzy:

  1. To się zaczęło dziać...
    A początek wymiata. Aż mi serce do gardła podskoczyło !
    Na wymioty też mnie wzięło gdy przeczytałam końcówkę.


    To już końcówka pierwszego tomu, prawda ? Już za niedługo koniec ? :( ;(

    OdpowiedzUsuń
  2. No teraz bardzo ciekawie. Aż chce się czytać. Ja pod końcówkę wczytana a tu "komentarze". Ładnie ! Ja wam dam !!
    Aż mnie ciekawi co będzie dalej.

    Końcówka ? O boooże....

    OdpowiedzUsuń
  3. In che modo? La fine? ! E 'impossibile. Non riesce quasi a fermare. E che cosa sto facendo???
    Io amo Elisabeth!

    OdpowiedzUsuń
  4. Alicjo - uwielbiam twoją sagę ! :D :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale fajnie się teraz czyta. A ten cytat wymiata:
    "-Gdzie ty idziesz ?-zapytał mnie ojciec trzymając w jednej ręce nóż, a w drugiej kawałek chleba.
    -Do szkoły-odparłem.
    -Ichii-zawahała się matka, ale zaraz dokończyła-dzisiaj sobota.
    Usiadłem na krzesło. Podrapałem się po głowie. To by się zgadzało."
    Buhahahahahahahhahahaha.


    Nie żeby coś, ale moim zdaniem Kyrrie lepiej pasuje doMico niż Ichii.

    OdpowiedzUsuń