niedziela, 6 października 2013

Oficjalna okładka Wybranych

Copyright © 2013 Alice Hanusiewicz All right reserved
Copyright photograph by ©2011-2013 Kechake-stock
Copyright Projekt okładki ©Ellis Dovenshine
© Copyright for the Polish translation by Wydawnictwo ---

Jak pewnie sami zauważyliście Polskiego wydawnictwa tutaj nie ma. Dlaczego ? Ponieważ książka jak na razie nie będzie wydawana w Polsce. 

Okładka została zaprojektowana w Londynie, a seria będzie wydana w Stanach Zjednoczonych. Lecz zrobiłam dla was wyjątek. Poprosiłam Ellis, aby zrobiła dwie kopie okładki. jedną z polskimi napisami, a drugą z angielskimi okładkami.

Swoją drogą to ciekawe czy seria zostanie kiedykolwiek wydana w Polsce...





A tak o to prezentuje się okładka:




sobota, 14 września 2013

Saga: Wybrani Tom 2 Trucizna Bogów Księga 5

                                           Księga 5
'Idź przed siebie, nie odwracaj się. Przeszłość zostaw za nami nie odkopuj starych ran. Przyszłość jest dla nas do zdobycia. Przeszłość nie ma sensu.'
                  Persefona Lied





Rozdział 1
Ścinawka Średnia, były pałac Jezuitów.
Dawniej w tym właśnie miejscu przebywali liczni jezuici, ale nie tylko. Opowiem wam coś czego nikt nie wie.
Bardzo dawno temu gdy ludzie walczyli między sobą o przetrwanie za pomocą kamieni żyli tutaj całkiem inni ludzie. Ludzie ? Nie potrafiłbym ich tak nazwać. Byli to wysłannicy kogoś o wiele gorszego od szatana. A zwał się on Irazjel.
Dawniej w tym właśnie miejscu znajdowała się wielka góra, w dolinie znajdował się pomnik Irazjela i jego Wielka Świątynia. W murach obecnego klasztoru znajdowała się wioska demonów którzy tam mieszkali.
Codziennie w różnych godzinach odprawiano tam czarne msze. Oddawano hołd Irazjelowi. Najpierw przy ołtarzu używano krew różnych zwierząt. Lecz z czasem ich Panu nie wystarczyła krew zwierząt. Gdy w tą dolinę przenieśli się ludzie w poszukiwaniu żywności używano ich krwi.
W różnych godzinach nocy ginęli ludzie. Najpierw w pełnię księżyca, potem dwie godziny później i ostatnia czarna msza odbywała się kolejne dwie godziny później.
Najczęściej w ofierze składano kobiety, dziewice. Nie wybierali byle jakich. Ich wiek musiał być określony. Nie mogły mieć mniej niż piętnaście lat, ale też nie więcej niż dwadzieścia lat.
Podczas odprawiania czarnych mszy mówiono pewien wiersz. Ale jaki ? Tego nikt nie wie. Jego treść znał jedynie sam Irazjel i jego prawa ręka. Odpowiadał go przed samym ołtarzem, i mówił go tak cicho, że słyszał go jedynie on sam i ofiara, która przed śmiercią wszystko widziała.
Parę lat później odkąd zaczęły ginąć kobiety z wioski, sprawą zainteresowali się ludzie. Nie tylko ludzie, ale i sam Bóg. W wiosce krążyły różne opowieści. Że to ludzie z piekieł każą złe kobiety. Że Pan zsyła na nich kary za to, że Go zdradzili.
Panu to się nie spodobało. Za winowajcę wziął Lucyfera. Kazał swoim aniołom przyprowadzić go przed jego obliczę. Lucyfer jednak wszystkiemu zaprzeczył. Powiedział, że o niczym nie wie, a także że żaden z jego Upadłych Aniołów nie zszedł z nieba aby oddawać mu hołd. Lecz Bóg mu w to wszystko nie uwierzył.
Dał mu czas na to, aby te wszystkie czarne msze przestały się odbywać. Inaczej ześle go do nicości. Lucyfer wiedział, że Bóg nie żartuje sobie. Dlatego zszedł na Ziemię, aby rozprawić się z winowajcami.
Wraz ze swoimi najwierniejszymi ludźmi udał się w miejsce odprawiania się czarnych mszy. Gdy dotarł do tego miejsca postanowił wszystko zniszczyć. Jak postanowił tak właśnie zrobił. Zniszczył ołtarz, wioskę demonów, ale nigdy nie znalazł Irazjela i jego prawej ręki.
Po wiosce, jej mieszkańcach i ołtarzu nie zostało ani śladu. Lucyfer wrócił do Czarnych Sal,a czarne mszy ustały.
Parę lat później do wioski przybyli Jezuici wraz z Siostrami Zakonnymi. W dawnej wiosce wybudowali swój Pałac. A w miejscu gdzie kiedyś odprawiano czarne msze zasadzili parę drzew i zrobili ławkę.
Było to bardzo piękne miejsce. Lecz Pałac był nawiedzany przez byłych mieszkańców. Wiele osób umarło tam na zawał serca przestraszeni czyjąś obecnością. Parę lat później w Pałacu zostali tylko Jezuici.
Po drugiej wojnie światowej Pałac przejęli ludzie, którzy tam zamieszkali. Z Pałacu stał się blok mieszkaniowy dla ludzi.

Paręnaście lat po tych wydarzeniach siedemnastoletnia dziewczyna była nawiedzana w nocy. O trzeciej nad ranem demony łapali ją za różne części ciała i próbowali wywabić ją z domu.
Pewnego dnia gdy owa dziewczyna nie mogła zasnąć postanowiła zobaczyć co w nocy dzieje się w Parku. Na siebie założyła jedynie ciemną bluzę i ciemne spodnie. Jasne włosy związała w koński ogon. Ubrała buty i wzięła latarkę. Po cichu wymknęła się z domu i skierowała prosto w park.
Zaświeciła latarkę i powoli schodziła po starych schodach w miejsce dawnego odprawiania czarnych mszy. W pewnej chwili coś poruszyło się krzakach. Poświeciła tam, ale nic nie znalazła.
Pomyślała więc, że to kuna, albo inne nocne zwierzę. Wzięła głęboki wdech i poszła dalej. Nie wiedziała, że zbliża się północ. W pewnym momencie znowu coś poruszyło się w krzakach, ale z innej strony.
-Jest tu ktoś ?-powiedziała lekko zachrypniętym głosem od strachu.
Odpowiedziała jej cisza. Stwierdziła, że da sobie spokój. Chwilę później coś z tyłu mocno uderzyło ją w głowę. Upadła na ziemię i już nikt nigdy nie wiedział co się z nią stało.















Rozdział 2 - Zoro Cross
Poczułem jak moje ciało przechodzi dreszcz. Nie taki zwyczajny. Był...dziwny. Moje płuca, serce i wątroba dali mi znak, że nie lubią tego uczucia. Było mi nie dobrze. Miałem ochotę zwymiotować, ale powstrzymała mnie myśl, że jesteśmy już na miejscu. Zaraz po oddycham świeżym powietrzem.
-Ichii -powiedziałem pochylając się i opierając ręce na kolanach- nienawidzę teleportować się w inne miejsce.
-Co z tobą, Zoro ?-spojrzałem spode łba do góry. Kyrrie popatrzył na mnie z uśmiechem na ustach.-Jesteś macho. Takie sprawy nie powinny sprawiać ci kłopotów.
Wziąłem głęboki wdech, a potem wydech. Powtórzyłem to parę razy. Świerze powietrze. Tak to na pewno mi pomorze.
-Skończyłeś ?-popatrzyłem na Kyrrie'go -Nie każdy jest wampirem tak jak ty. Niektórzy w porównaniu z tobą mają narządy wewnętrzne. Tak. Na myśli mam też krew.
Kyrrie roześmiał się głośno. Spojrzał na mnie roześmianymi czarnymi oczyma i powiedział:
-No wiesz. Krew mam. Serce mam. Płuca...nie jestem pewien nigdy się nie męczę i nie potrzebuję tlenu by oddychać. Żołądek mam, bo przecież mogę żywić się normalnymi posiłkami. A skoro mam żołądek to mam i jelita. Reszty narządów wewnętrznych nie znam.
-To dlaczego ty nie odczułeś tego tak jak ja ?-zdziwiłem się
-No bo jestem wampirem -Kyrrie uśmiechnął się.-Ale jeżeli to cię pocieszy to Kera i Marco zwymiotowali-palcem pokazał na swoje uszy.
-Czasem chciałbym być wampirem.
Kyrrie znowu się roześmiał. Usiadł na podłogę obok mnie i popatrzył na mnie. Otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale zrezygnował. Ciekawe co chciał powiedzieć. Po chwili znowu otworzył usta i powiedział:
-Jeżeli chcesz to mogę cię zaprowadzić do baru. Posłuchamy co się wydarzyło w czasie gdy nas nie było. Weźmiemy ze sobą Kerę i Marca. Świerze powietrze dobrze nam wszystkim zrobi. A szczególnie wam.





* * * * * * * * *
Siedziałem wraz z Kerą, Markiem, Kyrrie'im w barze na granicy NordMaru i Krain Centralnych. Było to całkiem blisko od naszej 'rezydencji'.
Cały bar zrobiony był z drewna. Na dole znajdował się bar, kuchnia i pomieszczenie gospodarcze. Na piętrze znajdowały się pokoje do wynajęcia, a na drugim piętrze mieszkał właściciel wraz z żoną, dwoma córkami i synem.
Miałem nadzieję, że odpocznę tutaj od wszystkiego. Wiedziałem, że gdy tylko tutaj przybędę nasze treningi będą coraz częściej. Zamówiłem sobie whisky, Kera i Marco drinki, a Kyrrie poszedł w moje ślady.
-Dla mnie tiramisu-usłyszałem za mną głos Reny.-Bez alkoholowe tiramisu.
-Co ty tutaj robisz ?-zapytała ją Kera.
-Chcę was ostrzec. A raczej ciebie Zoro, przyszli po ciebie.
W tym momencie gwałtownie otworzyły się główne drzwi. Do środka weszło dziesięciu ludzi. Byli uzbrojeni w topory, miecze, sztylety, krótkie i długie noże. Ubrani w lekkie zbroje. Nie widziałem ich ponieważ patrzyłem się w whisky, ale bardzo dobrze ich znałem. Siedmiu chłopaków i trzy dziewczyny.
-Kto to ? -zapytała cicho Kera
-To ?-powiedziałem ze śmiechem w głosie-To są ludzie którzy uważają się za łowców nagród. Są bardzo znani.
-Myślisz, że cię nie słychać ?-zapytała mnie jedna z kobiet
-Wiem kogo szukacie-lekko odsunąłem się.-To mnie szukacie-odwróciłem się w ich kierunku.-Jeżeli jesteście tacy dobrzy za jakich się uważacie to sobie mnie weźcie.
-Brać go !-krzyknął jeden z łowców i wyciągnął wielki topór.
-Nie wtrącajcie się-powiedziałem siadając na ladzie.
-Nie zamierzałem-powiedział Kyrrie.
Wstałem i czekałem na ich ruch. Wszyscy rzucili się na mnie. Tak, to według mnie największy z błędów jaki mogli popełnić. Teraz to będzie kaszka z mlekiem dla mnie.
Pierwszego z nich kopnąłem w twarz i poczułem, że pod stopą pęka mi jakaś kość. Nogą zaczepiłem o dzbanek z piwem podrzuciłem go sobie do góry i rzuciłem w kolejnego napastnika. Trzeci chciał uciąć mi nogi, dlatego machał długim mieczem pod moimi nogami. Robiłem zwinne uniki, aby nie trafił. W pewnym momencie odbiłem się mocno jedną nogą i zrobiłem obrót a wolną nogą kopnąłem go w twarz. A on zatoczył się do tyłu.
Potem do ataku wkroczyli wszyscy. Rzuciłem się w nich z otwartymi ramionami. Powaliłem ich na ziemię i leżałem na jednym z przeciwników. Usłyszałem jak coś przecina powietrze i z siłą leci na mnie. Przeturlałem się po ziemi i topór wbił się w leżącego przeciwnika. Większość jego krwi poleciała na mnie.
Stanąłem na rękach, aby odbić się i wstać. Ale ktoś uderzył mnie w ręce ostrzem i upadłem na podłogę. Spojrzałem do góry i zobaczyłem, że nadchodzi jakaś kobieta z wyciągniętym długim nożem. Z przeciwka biegł chłopak z kolejnym nożem. Przeczołgałem się pod jej nogami i wbili sobie do ciał noże.
Wstałem i poczułem, że coś wbiło się w moje plecy i z impetem pociągnęło mnie do siebie. Poleciałem, ale zaparłem się nogami. Złapałem za linę i pociągnąłem mocno. Kobieta wbiła się w rogi jelenia które wisiały nad barem.
Została mi jedna kobieta i dwóch chłopaków. Schyliłem się i podniosłem z podłogi dwa noże leżące obok nieżyjącego chłopaka. Odchyliłem się i rzuciłem nimi w biegnącego chłopaka.
W moim kierunku biegła kobieta. Rozstawiłem szeroko nogi i czekałem aż do mnie dobiegnie. Dlaczego oni wszyscy biegną, a nie chodzą ? Gdy była już koło mnie odwróciłem się wokół niej, złapałem ją za rękę odwróciłem się z nią i rzuciłem w kierunku chłopaka z dużym toporem. Nabiła mu się na ostrze.
-Irazan -powiedziałem, a wokół niego wybuchł ogień.-Kto was przysłał ?-zapytałem go.
Chłopak uśmiechnął się i podciął sobie gardło. Spojrzałem zdziwiony na niego. To byli jedni z tych co wolą śmierć niż zdradzić kto ich przysłał.
-I właśnie dlatego ich wynajęłam-usłyszałem głos, który nienawidziłem. Lindana. Spojrzałem w kierunku, z którego dochodził ten głos. Siedziała sobie jak gdyby nigdy nic.-Tak Zoro. Zawsze byłam z ciebie dumna. Gdy ich przysłałam wiedziałam, że dasz radę. Wiedziałam, że jesteś zdolny. Szkoda jedynie, że będę musiała cię zabić.
-Czego chcesz ?-zapytałem ją z wrogością w głosie.
Lindana jedynie roześmiała się i zniknęła. Był to jedynie jej myśl. Szkoda. Ale co ona chce tym osiągnąć, że nasyła ich na mnie ? Dlaczego teraz mnie nie zabiła ? Miała większe szanse. Czasem naprawdę jej nie rozumiałem.








Rozdział 3 - Persefona Lied

Idź przed siebie,
Nie odwracaj się.
Przeszłość zostaw za nami,
Nie odkopuj starych ran.
Przyszłość jest dla nas do zdobycia.
Przeszłość nie ma sensu.

Czegoś brakuje mi w tej piosence. A może wyszedł mi z tego wiersz ? Sama nie wiem. Najchętniej popracowałabym teraz nad wierszem Zora, ale obiecałam mu, że zrobimy to razem. Szkoda. Moja wersja pewnie byłaby lepsza. Roześmiałam się. A w sumie jednak nie. Wszystko co robi Zoro jest lepsze. Przynajmniej tak myślę.
Usłyszałam, że ktoś puka do moich drzwi. Może to Zoro przypomniał sobie o wierszu ? Nie, on nie puka.
-Proszę-powiedziałam wesoło.
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale...
-Wy ludzie jesteście dziwni-zwróciłam się do pokojówki.-Najchętniej to przepraszalibyście za to, że żyjecie. Nie rozumiem was.
-Ale tak nas uczono-pokojówka wbiła wzrok w podłogę. Najwyraźniej tak ją uczono w domu.
Westchnęłam i powiedziałam:
-Coś się stało ?
-Nie. Przyszłam zapytać czy poza krwią chce pani zjeść coś jeszcze.
-Nie chcę dzisiaj krwi-pokojówka popatrzyła na mnie jak na idiotkę.- Piłam już. Poproszę szklankę soku mangowego. Dwie pomarańcze, mango i parę brzoskwinek. Ale to na deser-uśmiechnęłam się do niej.-Tak wiem jestem dziwna. Najpierw zamawia się kolację potem coś na potem. Więc na kolację to co będą jeść wszyscy.
-Ale każdy mi mówi, że zjedzą wszystko to co będzie. Więc pomyślałam, że pani nam powie co chce pani jeść.
Zastanowiłam się przez chwilę.
-W takim razie może pieczony kurczak ?
-Coś jeszcze pani chce ?
-Nie chcę wam robić kłopotów więc poproszę jedynie do tego jakiś chleb, sałatkę i może ziemniaki.
-Dobrze-pokojówka uśmiechnęła się do mnie pokłoniła, wyszeptała do widzenia i chciała już iść.
-Chwileczkę !-krzyknęłam-Jak masz na imię ?
-Izabella.
-Więc dziękuję ci Izabello. Miłego wieczoru.
-Dziękuję i do widzenia-zamknęła za sobą drzwi i poszła.
Miła jest, ale tak jakby przestraszona. Ciekawe czy chodzi tutaj o kłopoty w domu czy o coś innego. Zapytam kogoś potem.
Odwróciłam się do tyłu. Spojrzałam w lustro. Palcami dłoni przerzedziłam swoje długie, czerwone włosy. Spojrzałam w swoje czerwono-krwiste oczy. Podobały mi się takie jakie są. Nie potrafię zrozumieć innych wampirów, którzy wstydzą się takich oczu, albo boją się, że po oczach ich poznają. Twoje oczy, twoja sprawa.
W ogóle się nie malowałam. Byłam naturalna. Nauczyłam się być taką od Mico, ona zawsze była najbardziej naturalną osobą jaką znałam. Teraz zaczęła się malować. Natura obdarzyła mnie długimi rzęsami, i oliwkową karnacją skóry. Ciekawe jakie miałabym oczy gdyby nie były czerwone ? Czasem robiłam sobie czarne kreski na oczach. Ale to tylko gdy nadarzała się wyjątkowa okazja. Moim zdaniem byłam…po prostu ładna. Czasem zazdrościłam urody Lya’i, a ostatnio nawet Mico i Angelicce. Wiem jednak, że miałam najpiękniejsze usta z wszystkich dziewczyn jakie znam. Uśmiechnęłam się z tego powodu.
Usiadłam przed lustrem i uśmiechnęłam się. Czas sprawdzić czy umiem się malować. Najpierw pomalowałam się jasno-różowym cieniem do oczu, potem narysowałam sobie kreski na powiekach, pomalowałam rzęsy tuszem. Na policzki dałam trochę różu i zaczęłam szukać sobie ciuchów. Po chwili wygrzebałam z szafy niebieskie rurki, biały t-shirt i białą bluzkę. Ubrałam wszystko na siebie, rękawy bluzeczki podciągnęłam do łokci, na stopy ubrałam balerinki. Spojrzałam w lustro i uśmiechnęłam się. Byłam zadowolona z tego co zobaczyłam.
Pozostały jeszcze tylko włosy. Przeczesałam je szczotką do włosów. We włosy wgniotłam piankę do włosów i wysuszyłam je. Teraz jeszcze bardziej przypominają loki. No to na kolację jestem gotowa.
-Persefona pamiętasz co mi obiecałaś ?-drzwi do pokoju otworzyły się gwałtownie, a w nich stanął Zoro.
-Tak, pamiętam-odpowiedziałam mu.
-Więc co ty na to, aby…-Zoro spojrzał na mnie i umilkł na chwilę-A ciebie co Lya złapała ?
-Nie po prostu raz w życiu chciałam poczuć się śliczna -odpowiedziałam mu i spuściłam wzrok.
-Ale ty już wcześniej byłaś śliczna. Teraz jesteś piękna.-słyszałam, że Zoro przemieszcza się i siada gdzieś koło mnie-Jeżeli mi nie wierzysz to zapytaj się kogo chcesz.
Spojrzałam na niego. Patrzył na mnie uśmiechnięty. Tak, na zawsze będziemy się razem przyjaźnić.
-Dzięki- wyszeptałam.
-Tylko nie płacz. Zniszczysz swoje dzieło i jak ja mam cię potem zaprezentować ?
Uśmiechnęłam się i przytuliłam do niego.
-Dzięki-powtórzyłam.
-A tym razem za co ?-Zoro najwyraźniej był zdziwiony tym, że po raz kolejny powiedziałam ‘dziękuję’.
-Po prostu za to, że jesteś. I dziękuję też za to, że zawsze byłeś.
-Zawsze się wspieraliśmy. No prawie. Kiedyś przed sobą uciekaliśmy. Ale to bez znaczenia.-Zoro ujął moją twarz w dłonie i powiedział cicho:-Pamiętaj na mnie zawsze możesz liczyć.-pocałował mnie lekko w policzek.
Uśmiechnęłam się i znowu się do niego przytuliłam. Tak, wiem, że zawsze mogę na ciebie liczyć, i że zawsze będę mogła na ciebie liczyć. Po prostu potrzebowałam potwierdzenia.
-A tak w ogóle to co z tą naszą piosenką ?-zapytałam po chwili milczenia
-A tak w ogóle to nie jest piosenka tylko wiersz-Zoro uśmiechnął się lekko.
-Dobra mniejsza.-poprawiłam włosy dając je za uszy-Więc co już mamy ?
-Przypomnę ci moja zła przyjaciółko.
Podnieśmy nasze ręce, rozpalone ogniem
Mamy w ręku palący się ogień.
A my będziemy to wszystko palić
Pozwolę wam to wszystko palić
Mam zamiar pozwolić wam to wszystko palić
Niech to wszystko się pali
-Gdybym była wierszem jak bym się zrymowała ?-rozmyślałam głośno
Zoro roześmiał się.
-A ponoć to ja mam dziwne pomysły-powiedział po chwili.
-No co, myślę-uśmiechnęłam się.
-A może zrobimy z tego piosenkę i nagramy teledysk ? Byłbym świetnym aktorem.
-Kiepski byłby z ciebie aktor. Ty nawet dwóch zdań nie umiesz się na pamięć nauczyć.
-Dobra wracając do wiersza-Zoro był chyba lekko wkurzony. No, ale cóż prawda to prawda.
-W porządku zapal płomień. Rozpalmy nasze dusze palącym się ogniem. Co ty na to ?
-Łał napisaliśmy już chyba wszystko-Zoro uśmiechnął się, a ja rzuciłam w niego pierwszą rzeczą jaka wpadła mi w ręce.
-To co ja mam to wszystko napisać ?
-Ja napisałem większą część.
-Może dodamy coś związanego z nami ? Na przykład: Jesteśmy ciągle dziećmi, dziećmi nocy.
-Ponieważ naszym żywiołem jest ogień. Jesteśmy na właściwej drodze, tak na właściwej drodze.
-O mózgownica ci się włączyła. Przynajmniej może w końcu coś z tego będzie.
-Zaraz zaczniesz sam to wszystko pisać. Bo ja spojrzę w lustro, ewentualnie cię spalę-spojrzałam zła na niego. Najpierw chce abym mu pomogła, potem ma problem, że mu pomagam.
-Wiem, że gdy teraz spojrzysz w lustro zechcesz to wszystko spalić, pozwolę ci to wszystko spalić, pozwolę ci to wszystko palić. Tak Persefono Lied jesteś genialna !-Zoro wstał przytulił mnie i uśmiechnął się szeroko. –Jeszcze tylko to ułożyć w logiczną całość.
-Mi dalej coś w tym nie pasuje. Bo w sumie wymyśliłam tak:
Jesteśmy ciągle dziećmi, dziećmi nocy
Chcemy wszystko palić
Ponieważ naszym żywiołem jest ogień
Jesteśmy na właściwej drodze, tak na właściwej drodze
Wiem, że gdy teraz spojrzysz w lustro
Zechcesz to wszystko spalić
Pozwolę ci to wszystko spalić
Pozwolę ci to wszystko palić
Podnieśmy nasze ręce, rozpalone ogniem
Mamy w ręku palący się ogień.
A my będziemy to wszystko palić
Pozwolę wam to wszystko palić
Mam zamiar pozwolić wam to wszystko palić
Niech to wszystko się pali
-Tak jakby brakowało w tym wszystkim początku, i środka -wyraziłam swoje zdanie głośno.
-Też mam takie wrażenie. Ale w sumie nic już nie wymyślimy. Jestem głodny -powiedział Zoro i wstał.
-Tak, ja też. Idziemy na kolację ?
-Idziemy. Chodź.-wstałam i wyszłam wraz z Zorem z mojego pokoju.
Przed nami szedł Kyrrie i Marco. Śpiewali różne piosenki. Nie zbyt im wychodziło, ale robili to dla śmiechu.
-Gdy jest świt, trzymamy w górze ręce. Gdy zbliża się mrok chcesz być właśnie tu. Tu gdzie my. Wzywamy cię, słyszysz nasze wołanie ? Cofnij się, nie jest źle. Mam nadzieję, że nas usłyszysz. Mam nadzieję, że podniesiesz do góry ręce-śpiewali.
-Mam !-krzyknęłam i zaczęłam mówić cały wiersz:
Gdy nie widać już słońca
Podnosisz do góry ręce
Rozpalone ogniem
W porządku, zapal płomień
Rozpalmy nasze dusze palącym się ogniem.

Jesteśmy ciągle dziećmi, dziećmi nocy
Chcemy wszystko palić
Ponieważ naszym żywiołem jest ogień
Jesteśmy na właściwej drodze, tak na właściwej drodze

Słyszysz ? Wzywam cię
Tak, to ja twój wewnętrzny ogień
Wiem, że chcesz to wszystko spalić
Tak, pozwolę ci to wszystko palić

Wiem, że gdy teraz spojrzysz w lustro
Zechcesz to wszystko spalić
Pozwolę ci to wszystko spalić
Pozwolę ci to wszystko palić

Podnieśmy nasze ręce, rozpalone ogniem
Mamy w ręku palący się ogień.
A my będziemy to wszystko palić
Pozwolę wam to wszystko palić
Mam zamiar pozwolić wam to wszystko palić
Niech to wszystko się pali
-Wow.-skomentował wszystko Zoro-Serio wyszła nam z tego piosenka.
-Taak.-uśmiechnęłam się szeroko.-A tak w ogóle to co cię nakłoniło do wierszy ?
-Po prostu mam wrażenie, że to jest coś zakazanego. To co teraz napisaliśmy, ale jednocześnie zapomnianego. Miałem wrażenie, że tylko my damy radę to zrobić.
-Co masz na myśli ?-zapytałam go zdziwiona
-Słyszałaś kiedyś o czarnych mszach w Polsce ?-kiwnęłam głową w odpowiedzi-Myślę, że to co teraz napisaliśmy to jest właśnie to całe zaklęcie które wypowiadali ci wszyscy szamani.
Wytrzeszczyłam oczy. To nie możliwe. Nikt nie znał treści tego zaklęcia, ani tym bardziej kto go mówił.
To co teraz zrobiliśmy…o tym nikt nie może się dowiedzieć.






piątek, 13 września 2013

Serial na podstawie Sagi: Wybrani

   Jak większość z was wie powstanie serial na podstawie Wybranych. Informacje na temat ekranizacji tutaj ;)
Niestety mam dla was smutne wiadomości. Ekranizacja owszem powstanie (o to się nie martwicie) lecz zanim sprzedam prawa autorskie do książki, i zaczną kręcić musi do końca powstać przynajmniej Tom 2.

   Zastanawiacie się pewnie co z aktorami, którzy będą tam grać ? Aktorem grającym w Wybranych może być każdy z was. Kastingi zostaną przeprowadzone w różnych miejscowościach. Kiedy ? Tego się jeszcze dowiecie czytając Wybranych.

   Kiedy macie się wszystkiego spodziewać ? Chyba dopiero aż w 2014 roku. Niestety, ale pisanie Tomu 2 zajmie mi jeszcze trochę. Nie martwcie się. Prędzej czy później wszystko ruszy pełną parą ;)





środa, 21 sierpnia 2013

Saga Wybrani Tom 2 -Trucizna Bogow Księga 4

       Księga 4

'-Mico, tego dnia kiedy się poznaliśmy wiedziałem, że odnalazłem dom dla mojego serca. Umierałem czekając na ciebie każdego dnia.-usłyszałam głos Kyrrie'go który dobiegał jakby z daleka. 

-Jak mam kochać skoro tak bardzo boje się upadku ?'

Mico Cross * Kyrrie Naunally






          Rozdział 1- Mico Cross

   Popatrzyłam na wszystkich. Każdy uśmiechnięty, każdy z kimś o czymś rozmawiał. Brakowało jedynie Kyrrie'go, który gdzieś poszedł. W pewnym momencie wstał i bez niczego sobie poszedł. Nie zamierzam go szukać i tak się do mnie nie odzywa.
   Wstałam. Uśmiechnęłam się do Zora i Angeliccy i powiedziałam:
-Idę się przejść, potem do was wrócę.
-Idziesz się przejść czy poszukać Kyrrie'go ?-powiedziała Lya leżąca na ziemi.
-Przejść się. Nie zamierzam go szukać i tak ma mnie gdzieś-odparłam z ironicznym uśmiechem.
-Jasne-odparowała Lya uśmiechając się słodko.
-Pilnuj własnego nosa. Nawet gdybym szła go szukać to chociaż próbuję walczyć o swoją miłość a nie to co ty. Eh, prawie zapomniałam, ty nie umiesz kochać-bezczelnie odpowiedziałam Lya'i.-Nie interesuje mnie twoje zdanie na każdy temat.
-Mico, wystarczy-próbował mnie uspokoić Ichii.
-Twoje zdanie też nie-odpowiedziałam mu.
   Zaczęłam odchodzić od nich kierując się w kierunku domu. Pomyślałam sobie, że usiądę na dachu domu i popatrzę na księżyc.
   Pełnia. Północ. Gdy się je złączy będzie najpiękniejszy moment nocy. Usiadłam już na dachu i wpatrywałam się w księżyc. Był piękny lecz on mnie nie fascynował. Przyciągał, ale nie miał takiej mocy jak na przykład otaczający mnie mrok. Światło mnie nie pociąga, kocham mrok.
   Chociaż powinno być inaczej. Matka nadała mi imię 'Mico' co z Dearskiego oznaczało 'światło'. Sprawdziło się tylko pod względem moich zdolności. Kaan mówił mi, że nadano mi je dla ochrony. Ta ochrona niestety się nie sprawdza.
   Z rozmyślań odciągnął mnie jakiś hałas. Szybko odwróciłam głowę, aby sprawdzić kto to idzie. Nieznana osoba zatrzymała się w cieniu. Mój wzrok jednak zobaczył kto to. Był to Kyrrie.
-Co ty tutaj robisz ?-usłyszałam jego zły głos. Chyba naruszyłam jego miejsce gdzie przesiadywał.
-Siedzę i rozmyślam. Podziwiam pełnie księżyca-odpowiedziałam mu wesoło.
-Aha-moja odpowiedź chyba wybiła go z tropu. Bo nie wiedział co powiedzieć. Milczał przez chwilę a potem powiedział:-Chyba nie chcesz mi wmówić że fascynuje cię księżyc ?
-Nie księżyc-na moich ustach wymalował się lekki uśmiech-jego światło też mnie za bardzo nie interesuje. Może tylko to jak pada na otaczające mnie miejsca.
-W takim razie co ?-ton głosu Kyrrie'go zmienił się. Chyba uda mi się przeprowadzić z nim normalną rozmowę, tak bardzo mi tego brakowało.
-Mrok. Otaczający mnie mrok. Spójrz tylko na las, tam wysoko, albo tutaj na park. Na drzewa, albo raczej na cienie. Nie ciekawi cię co się tam znajduje ?
-Mico. Twoja dzikość czasem mnie przeraża-usłyszałam w głosie Kyrrie'go lekkie rozbawienie.
-A mnie twoja siła w nogach. Ja już dawno bym gdzieś usiadła-uśmiechnęłam się lekko do niego.
   Kyrrie roześmiał się cicho. Chwilę potem usiadł po mojej prawej stronie. Przez chwilę panowała pomiędzy nami cisza. Kyrrie chyba nad czymś myślał. Nie chcę go od tego odrywać. Jeszcze wstanie i gdzieś odejdzie. A tego nie chcę.
-Wiesz ? Gdy tak sobie nad tym teraz nad tym myślę to masz rację-powiedział po chwili Kyrrie.-Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale dla nas Nocnych Dzieci ważniejszy jest mrok, to dzięki niemu mamy większą siłę, a nie dzięki księżycowi.
-W sumie księżyc też odgrywa w tym jakąś rolę. Mrok sam z siebie też pewnie by nic nie dał-z sunęłam się trochę po dachówkach i oparłam się plecami o dach. Dachówki trochę uwierały mnie w plecy, ale dało się wytrzymać. Kyrrie popatrzył na mnie co robię i po chwili położył się tak samo.
-Popatrz Mico na gwiazdy. Powiedz co widzisz-zapytał nagle Kyrrie z jedną ręką podłożoną pod głowę.
Popatrzyłam na gwiazdy. 'Nic nie widzę' chciałam odpowiedzieć. Ale się zawahałam. Co on miał na myśli ?
-Emm, kształty ?-zapytałam z wahaniem.
Kyrrie roześmiał się cicho. Przejrzał mnie.
-No dobra. Tak naprawdę nic nie widzę-przyznałam się.
-Przyjrzyj się. Dokładnie. Zatop się w myślach i dopiero powiedz co wtedy widzisz-pouczył mnie Kyrrie.
   Posłuchałam jego rady. Spojrzałam w niebo. Wpatrywałam się w gwiazdy, bez celu. Po chwili wyciszyłam swoje myśli. Przed oczyma stanęły mi wspomnienia sprzed paru miesięcy na temat Kyrrie'go, a nawet sprzed paru lat. Zauważyłam, że obraz mi się lekko zamazał. W oczach stanęły mi łzy. Poczułam, że po policzkach łzy spływają mi strumieniem.
-Mico, tego dnia kiedy się poznaliśmy wiedziałem, że odnalazłem dom dla mojego serca. Umierałem czekając na ciebie każdego dnia.-usłyszałam głos Kyrrie'go który dobiegał jakby z daleka.
Czuję się winna. Winna temu, że nie potrafiłam docenić szczęścia stojącego tuż obok. Teraz gdy jest już za późno dopiero to dostrzegłam. Oddałabym wszystko za to, aby móc znowu liczyć na Kyrrie'go. Chociaż jako przyjaciela.
   Skoro Kyrrie otworzył się w końcu przede mną to ja przed nim też chcę: 
-Jak mam kochać skoro tak bardzo boję się upadku ?
-Ichii'ego umiałaś.
-Nie kochałam go -czułam, że po policzkach nadal lecą mi łzy. Nie mogłam ich powstrzymać, a nawet nie chciałam.-Myślę, że po prostu mi się spodobał. Albo chciałam ci zrobić na złość. Tak długo czekałam aż cokolwiek mi powiesz, dasz jakiś znak, że ci na mnie zależy. A ty milczałeś. Myślałam, że jak poudaję trochę, ze mi na nim zależy to ty dasz jakiś znak. Lecz ty się poddałeś.
-Tak bardzo mi na tobie zależy, że nie chciałem przeszkodzić ci w byciu szczęśliwą.
Spojrzałam na jego twarz. 'Tak bardzo mi na tobie zależy' te słowa słyszałam jak echo w mojej głowie. 'Zależy', 'zależy', 'zależy'.  Nie mogłam w to uwierzyć. Kyrrie nadal mnie kocha po tym co mu zrobiłam.
-Ty...-nie mogłam wydobyć z siebie ani jednego słowa.
-Sam nie wiem czy nadal cię kocham -Kyrrie przerwał mi. Zamilkł na chwilę. Po chwili powiedział:-Jestem pewien jednak, że nadal coś do ciebie czuję. Ale nie spieszmy się z niczym. Czas pokaże co z tym zrobimy. Póki nie będę pewien, że drugi raz cię nie stracę będzie prawie tak jak do tej pory.
-Prawie ?-nie mogłam zrozumieć jego słów
-Nie będę cię traktował tak jak do tej pory. Będzie podobnie jak dzisiejszej nocy.
Wytarłam ręką łzy i uśmiechnęłam się do Kyrrie'go. Byłam szczęśliwa, tak bardzo, że zdołałam jedynie wyszeptać:
-Czas naprawić to co nas łączyło.
   Kyrrie uśmiechnął się w odpowiedzi. Nachylił się i pocałował mnie w policzek.
-Kyrrie tak bardzo za tobą tęskniłam-wyszeptałam mu nad uchem.
-Ja też Mico, ja za tobą też-odpowiedział mi równie cicho.
   Przez chwilę siedzieliśmy cicho. Wsłuchiwaliśmy się w ciszę, pogrążeni we własnych myślach. Zastanawiałam się nad tym jak naprawić to wszystko co zepsułam. Jutro pewnie nie będzie czasu, ale jakoś dam radę. Trening przecież nie będzie trwał tak długo zwłaszcza, że zaczynamy od dziesiątej rano. Poza tym Sillven powiedziała, że jutro będzie kolejny etap sprawdzania naszych zdolności więc...
-Mico. Wsłuchaj się w tą ciszę-przerwał mi nagle Kyrrie. -Chyba ognisko dobiegło już dawno końca. Zostaliśmy już tutaj tylko mu dwoje.
-I tylko my dwoje za pewien czas będziemy spać na dachu, ewentualnie na ławce w parku-skomentowałam.
   Kyrrie roześmiał się. I na jednym palcu zakręcił kluczami. Najwyraźniej pomyślał o wszystkim.
-Nigdy nie ciekawiło cię dlaczego wracałem zawsze tak późno ?-miałam wrażenie, że na wargach Kyrrie'go zagościł uśmiech.
-No nie. Najczęściej to ja szłam pierwsza spać-przyznałam się.
-Acha. To czyli nie interesowało cię to czy wrócę żywy czy nie ? Czy w ogóle wrócę ?-drażnił mnie Kyrrie
-Prawdę mówiąc ? Nie.
-Ok. teraz już wiem jak się o mnie troszczysz. Ja teraz wstaję i idę spać. A ty możesz nawet tam nie wracać. Możesz tutaj spać na tym właśnie dachu-powiedział Kyrrie wstając, a ja roześmiałam się.-I nie interesuje mnie co się z tobą stanie !-powiedział Kyrrie na odchodząc.
   Wstałam i dobiegłam do niego. Zaczęłam iść w jego tempie radośnie.
-Ja też nie zamierzam tutaj spać. Jutro rano trzeba wstać.
   Kyrrie uśmiechnął się. Rozwalił mi włosy i szedł dalej w kierunku pokoju.


  Rozdział 2-Mico Cross


   Rano gdy się obudziłam zobaczyłam, że obok mnie leży Kyrrie. Przytulony i uśmiechnięty. Najwyraźniej nie chce się upewnić tylko już chce być ze mną. Uśmiechnęłam się i ręką pogładziłam go po jego czarnych włosach. Przytulił się do mnie mocniej.
   Pocałowałam go lekko w usta.
-Dzień dobry-wyszeptałam.
   Kyrrie otworzył lekko oczy. Nie były już tak czerwone jak wczoraj. Były czarne, lecz czerwień mieniła się w jego oczach. Nie mogłam uwierzyć w to, że Kyrrie kiedykolwiek będzie tak bardzo przypominał wampira. Patrząc na niego mam wrażenie, że Kaan bardziej przypomina człowieka niż Kyrrie. Kyrrie kiedyś tego nie chciał.
   Ucieszyłam się z tego. Kyrrie jako człowiek był bardziej pociągający niż jako wampir. Jego czarne oczy były piękne. Krwisto-czerwone oczy też mi się w nim podobały, ale nie u Kyrrie'go. Był stworzony do tego, aby wyglądać jak Cesarski, a nie jak wampir łaknący ludzkiej krwi.
   Kyrrie uśmiechnął się lekko. Pocałował mnie w policzek i powiedział:
-Mico obudź się jest już ósma.
   Co ? Przecież ja nie śpię. To na pewno nie jest sen. Byłam o tym przekonana.
-Mico !-usłyszałam ponownie głos Kyrrie'go, który dobiegał jakby z daleka.
   Zamknęłam oczy i otworzyłam jeszcze raz. Widziałam sufit pokoju. Kyrrie stał obok. Miałam wrażenie, że mam mokrą twarz i włosy. Spojrzałam na niego i zobaczyłam w jego ręku szklankę. Już pustą.
-Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że oblałeś mnie ?-zapytałam go
-A jak inaczej miałem cię obudzić ?-Kyrrie był trochę zdenerwowany tym, że nie mógł mnie dobudzić a jak już to zrobił to jeszcze miałam pretensje.-A zresztą rób co chcesz. Jest już ósma, a o dziesiątej jest trening. Trzeba zapolować, aby mieć siłę.
-Chcesz polować na ludzi ?-usiadłam na łóżku zaspana. Szkoda, że mnie obudził.
-A na co innego ? Na wiewiórki ?-Kyrrie'go jedna brew podniosła się ku górze.
-Kiedyś nie polowaliśmy...
-I byliście słabi-usłyszałam głos Ulgorii dobiegający ze strony drzwi.-Nawet Kaan poluje na ludzi.
-Krew z Krain Centralnych różni się o tej co tutaj mamy. Jest lepsza-skomentowałam.
-Tam ludzie nie żywią się samą chemią jak tu-dopowiedział Ulgoria. -Idziemy ?
-No ja idę. Ale czy Cesarzowa idzie to nie wiem-Kyrrie kończył wiązać buty. Potem odwrócił głowę w moim kierunku. Czekał aż odpowiem czy idę.
-No już, już. Tylko się ubiorę.
   Zeskoczyłam z łóżka, wzięłam pierwsze lepsze ciuchy. Poszłam do łazienki w parę sekund się ubrałam i z dużą prędkością wybiegłam.
-Idziemy !-wykrzyknęłam z radością
   Obejrzałam  cały pokój parę razy bo nie mogłam uwierzyć w to, że zostawili mnie tutaj samą i poszli zapolować. Kopnęłam mocno krzesło i z siła uderzyło o ścianę, aby zaraz się połamać. Podeszłam do okna z nadzieją, że świeże powietrze trochę mnie uspokoi.
-Mico ! -usłyszałam pod oknem czyjeś wołanie. Rozpoznałam głos Kyrrie'go.
-Ruszysz się ? -krzyczał Ulgoria
-Myślałam, że poszliście beze mnie !-od krzyczałam
-Rozkazałaś nam czekać-odparł Kyrrie, który zrobiła parę kroków do tyłu i zobaczyłam go.
-A wy nie kłamcie, że się jej słuchacie !-z okna obok dobiegł głos Zora.-I przestańcie krzyczeć ! U siebie jesteście ?!
-Tak-na ustach Kyrrie'go widać było lekki uśmieszek.
-A poza tym kto tu krzyczy ?-usłyszeliśmy głos Persefony. No tak tam gdzie Ulgoria to i Persefona.
   Weszłam na parapet. Odchyliłam się, złapałam rękami z drugiej strony okna. Po chwili puściłam się i skoczyłam na dół. Wylądowałam obok Persefony i Ulgorii.
-Dobra idziecie to idźcie. Niech ja na was nie patrzę-powiedział do nas Zoro ze śmiechem w głosie.
-Też cię kochamy !-odkrzyknęła mu Persefona
-Nie kłam chociaż !
   Roześmialiśmy się wszyscy. Po czym pomknęliśmy z dużą prędkością na polowanie. Wykorzystywałam swój wspaniały wzrok aby podziwiać naturę o tak wczesnej porze. Kochałam to. Wyostrzony wzrok był jedną z moich ulubionych cech wampirzych. Potem była szybkość, duża siła i zero grawitacji. Gdy jesteś wampirem to nie grawitacja trzyma cię przy Ziemi lecz krew. Co prawda bez krwi możemy przeżyć, ale mamy w sobie bardzo mało siły. Cesarscy mają w sobie zdolność dzięki której światło słoneczne nam nie szkodzi. Ale jeżeli nie pijesz za często krwi to wyjście na słońce jest dla nas śmiertelne.
   Biegliśmy ścieżką koło przędzalni. Na drodze stała mała, szara mysz przebiegliśmy koło niej, a ona się nawet nie spłoszyła. Spojrzałam przed siebie. Zobaczyłam jak pająk plecie pajęczynę, jak kropla rosy pomału spływa po liściu. Jak lis zabija swoją zdobycz. Gdy zobaczyłam krew poczułam jakby wokół mojej szyi zaciskała się pętla.
   Przyspieszyłam. Muszę się napić krwi ! Skręciłam gwałtownie w bok i przeskoczyłam rzekę. Wbiłam się palcami i zaczęłam iść szybko pod górę. Skoczyłam wysoko i zobaczyłam idącego chłopaka. W ostatniej chwili złapałam go ręką i mocno rzuciłam. Poleciał daleko, a ja pobiegłam za swoją zdobyczą. Plecami uderzył o kasztan, który znajdował się przy wejściu do lasu. Nachyliłam się i zaczęłam pić jego krew. Dokładnie, aby nic się nie wylało. Czasami z głodu część krwi wylewałam. Teraz nie mogło się to powtórzyć.
-Mogłaś chociaż na nas poczekać-usłyszałam zarzut w głosie Persefony.
-Nie wytrzymałam gdy zobaczyłam lisa zabijającego kurę. Musiałam-odpowiedziałam jej gdy skończyłam posiłek.
-Am. To teraz czekasz na nas ?-zapytała Persefona
-Jeden człowiek mi nie wystarczy. Idę z wami !
   Razem z Persefoną zaczęłyśmy iść po drodze w poszukiwaniu ofiary. Z uśmiechem wspominałyśmy czasy jak kiedyś nie potrzebowałyśmy polować, a mimo to mieliśmy potrzebną nam siłę do polowania.
-Kto nie polował ten nie polował-powiedziała w pewnym momencie Persefona gdy skończyłam o wszystkim mówić.-Ja polowałam. Tobie tylko zabroniono a ja, Lya, Kyrrie mogliśmy polować.
-To jest nie fair !-byłam zła na Lee, że wszyscy mogli a ja nie.
-Wiesz. Wydaje mi się, że oni robili to dla ciebie. Pamiętasz jak pod wpływem złości polowałaś na ludzi ? W tedy jeden człowiek też ci nie wystarczył.
-Tak pamiętam-nagle przypomniało mi się jak pod wpływem złości na Zora i Ichii'ego polowałam na ludzi. W tedy wydawał mi się to znakomitym pomysłem. Teraz już nie. -Nadal uważam, że to było niesprawiedliwe.
-Czy ja wiem-usłyszałam za sobą głos Ulgorii.-Przed polowaniami na ludzką krew pokonywałaś nas wszystkich. Z krwią czy bez i tak byłaś najsilniejszym wampirem.
-Ja nie polowałem-odezwał się znikąd głos Kyrrie'go.-A i tak dawałem radę większości.
-Ale nie mnie. Jestem prawie na tym samym poziomie co Mico -Persefona odwróciła się do Kyrrie'go z uśmiechem na ustach.
-A nikt z nas Zoro'wi. Pan Cross jest z nas wszystkich najsilniejszy-powiedział zamyślony Ulgoria.
-Nie bez powodu jest liderem Wybranych-spojrzeliśmy wszyscy przed siebie. To była Lya. Stała uśmiechnięta przed nami ze stróżką krwi cieknącą z ust. Nadal miała brązowe oczy. Jedynie lekko z ciemniały. Teraz normalny człowiek miałby problemy z odróżnieniem jej oczu od czarnego.
-Gdzieś ty rano była ? Wstałam o siódmej a ciebie już nie było-odezwała się do niej po chwili Persefona.-Chcieliśmy iść razem z tobą.
-Wszyscy ? A może jedynie ty ? W Mico i Ulgorię wątpię. Oni mnie nie lubią -Lya uśmiechnęła się lekko.-Poradziłam sobie sama. A teraz wybaczcie wracam do domu-po tych słowach Lya pobiegła przed siebie i parę sekund później nie było już jej widać.
-Mi się wydaje czy Lya się strasznie zmieniła ?-zapytał nas Kyrrie.-Wcześniej była bardzo miłą osobą. Może pustą, zapatrzoną w siebie, ale była ogólnie miła. A teraz już nie. Lubiłem ją.
-Może chodzi tu o Mico i Ichii'ego ?-odpowiedział mu Ulgoria.-Wkroczyły na otwartą wojnę.
-Serio ? Ja jej nigdy nie lubiłam-powiedziałam na głos to co myślałam.-Tolerowałam ją, ale nie lubiłam. Lya otaczała się takimi samymi ludźmi co ona. Pamiętacie jaka na początku była Kera ? To porównajcie ją z charakterem Kery teraz. Może się zmieniła ostatnio. Ale nadal 'pani'.
-Poza tym rozmawiałam z Ichii'm gdy byłam razem z Ulgorią w Vergoncie. Mu nigdy na Lya'i nie zależało-poinformowała nas Persefona.
-Szczerze ? Gdy usłyszałem imię Ichii przestałem słuchać.-odezwał się Kyrrie.-Myślałem sobie nad nami teraz. Gdy tak sobie idziemy wyglądamy jak grupa normalnych nastolatków.
-Szkoda, że nimi nie jesteśmy-powiedziałam.
-Ciii -syknęła Persefona i pobiegła przed siebie.
   Chwilę później już wiedzieliśmy, że chodzi jej o człowieka. Przed nami szła grupa ludzi w wieku od dwudziestu do trzydziestu lat. Trochę się chwiali więc na pewno byli pijani. Było ich tyle samo co nas. Czterech. Po jednej osobie dla każdego.
   Nie tracąc czasu zaatakowaliśmy ich. Jednym ruchem skręciłam kark jednemu z chłopaków. Chwilę później nachyliłam się nad nim i zaczęłam pić jego krew. Gdy piłam poczułam w ustach wódkę. Ciekawe ile miał promilu alkoholu w sobie. Nie przeszkadzało mi to.
   W Krainach Centralnych Kaan pokazał mi z czym tamtejsze wampiry piją krew. Mieszali ją praktycznie z wszystkim. Niektóre wampiry po wypiciu krwi palili marihuanę, lub zażywali inne narkotyki. Tam posiadanie narkotyków nie było karalne. Lecz większość wampirów, albo nie korzystała z nich, albo palili jedynie marihuanę.
-Dobra. Ja się najadłam. Wracamy ?-wstałam i otrzepałam ręce
-Aż tak ci spieszno ?-zapytał mnie Ulgoria.
-O dziesiątej zaczynamy trening. Wiec lepiej się pospieszmy-po tych słowach Persefony nie było widać.
Wzięłam z niej przykład i też pobiegłam do domu.
   Parę sekund później biegłyśmy z Persefoną w tym samym tempie. Uśmiechnęłyśmy się do siebie. Spojrzałam do tyłu. Kyrrie i Ulgoria już prawie nas dogonili. Przyspieszyłyśmy i chwilę później nie było już ich widać. Skoczyłyśmy na najbliższe drzewo i skacząc po gałęziach skróciłyśmy sobie drogę do domu.
   Chwilę później byłyśmy już na miejscu. Pchnęłyśmy główne drzwi i weszłyśmy do środka. W holu stanęłyśmy zdziwione. Teraz powinniśmy wszyscy stać tutaj i czekać na trening. Ale byłam tylko ja i Persefona.
-Może są z drugiej strony domu-podsunęła pomysł Persefona.
-Sprawdźmy-powiedziałam i ruszyłam w kierunku tylnego wyjścia.
Daleko nie zaszłam. Tuż przy wyjściu z domu stało dwóch Nordmarczyków. Zagrodzili nam drogę halabardami. Na końcu halabardy mieli niebieskiego - lodowego Feniksa który był narysowany na czarnym materiale.
   Stało dwóch elitarnych Nordmarczyków. Ubrani w zbroje i hełmy świadczące o randze. Hełm był prosty. Tylko z czubka głowy wychodziły długie włosy. Pancerz prawie wcale nie był metalowy. W większości składał się z kolczugi, tylko ręce były metalowe i odsłonięte. Na kolczugę zarzucona była szara skóra. Dolna część to był metal. Od pasa do kolan była kolczuga, którą kiedyś gdy byłam mała brałam za spódnicę. Buty były z metalu.  Wokół pasa był pas świadczący o randze. Na samym środku była runa, na której po Normańsku wyryte było imię, nazwisko oraz ranga wojownika. Chociaż nie tylko ta runa świadczyła o randze. Na barkach mieli czaszki różnych zwierząt, w tym przypadku był do wilk. Był przymocowany niebieskimi linami. Wchodziły przez tylną dziurę w czaszce i wychodziły przez otwartą szczękę. Do zbroi przymocowane były niebieskimi runami.
-Lee -wyszeptałam.
-Chciałaś powiedzieć Lucyfer-usłyszałam za sobą głos Zora.-Chodźcie na górę. Musimy przebrać się w elitarne pancerze. Nie zostaniemy tutaj.
-Co masz na myśli ?-zapytała go Persefona
-Lindana. Znalazła nas-odpowiedział jej Zoro










      Rozdział 3 – Zoro Cross

   Spojrzałem na zdziwioną Mico i Persefonę. No tak, kto by pomyślał, że Lindana znajdzie nas w miejscu gdzie nikt inny nas nie szukał. W końcu ktoś musiał.
-Chodźmy-powiedziała do nas Mico idąc w kierunku schodów prowadzących na górę.
-Wszyscy jesteśmy zebrani w największym pokoju na piętrze-poinformowałem je.
-Wszyscy ?-zapytała mnie Persefona-A tak dokładnie to kto ?
-Noo -zawahałem się. Powiedzieć im o Zakochanie Krwawego Lotosu ? A o Asasynach ? Wspomnieć o Cesarskich ? Postanowiłem, że to przemilczę.-Sillven, Kera, Lya, Ulgoria, Kyrrie, Ichii, Marco, Angelicca, ja i wy.
-Chwila. Skoro przybyli Nordmarowie to co robi tam Sillven ? -zapytała z podejrzeniem Mico. Chyba domyśla się, że coś przed nimi ukrywam.
-Jest i już. Nie za dużo chciałabyś wiedzieć ?
-Oj boże. Zamknijcie się-usłyszałem słowa Persefony.
Dalej szliśmy w milczeniu. Każdy z nas nad czymś myślał. Pewnie nad tym jak Lindana nas tutaj znalazła. Trzeba przyznać, że coraz bardziej mnie zachwyca. Jest specjalistką w tropieniu Sillven. Ale z drugiej strony niech wrzuci na luz. Chyba do końca życia nie będzie się zastanawiała jak zemścić się na Sillven. Za to, że odeszła z Trybunału.
Chwila, moment, zaraz, poczekajcie myśli.
Skoro chce się zemścić na Sillven, nie wykluczone, że i na mnie. To oznacza, że ja umrę.
Zatrzymałem się gwałtownie w miejscu, a Mico i Persefona wpadły na mnie.
-Przepraszam-wykrztusiłem.
A nawet jest większe prawdopodobieństwo, że chce się zemścić na mnie. Bo gdyby nie ja Sillven nie odeszłaby z Trybunału.
Oj tam. Zawsze ciekawiło mnie jak jest po drugiej stronie. Jak umrę (wątpię, że Stwórca przyjmie mnie do siebie) to będę wiecznym duchem. I będę nawiedzał ten dom, a przy okazji straszył Mico w nocy i już nigdy nie uśnie.
Zaśmiałem się pod nosem. Taak. Lindana, gdzie jesteś ?
-Zoro. Co cię śmieszy w całej tej sytuacji ?-zapytała mnie zdziwiona Persefona.
-Nic-odpowiedziałem zgodnie z prawdą.-Ale ułożyłem nowy wierszyk. No słuchaj
Podnieśmy nasze ręce, rozpalone ogniem
Mamy w ręku palący się ogień.
A my będziemy to wszystko palić
Pozwolę wam to wszystko palić
Mam zamiar pozwolić wam to wszystko palić
-I co ty na to ?
-No ja bym dała tam parę poprawek. Na przykład na samym końcu dałabym 'Niech to wszystko się pali'.
Szybko pod nosem powiedziałem sobie cały wierszyk. Pasowała mi poprawka Persefony.
-W sumie jak będziemy w naszym nowym schronie to możemy nad tym bardziej popracować.
-Dobrze-powiedziała z uśmiechem Persefona.
-Skończyliście już poprawki ?-zapytała nas Mico -Zoro, dlaczego nie powiedziałeś nam, że jest tu Zakon Krwistego Lotosu ?
-A jest ?-zapytałem udając zdziwionego.
-Nie umiesz kłamać-powiedziała do mnie Persefona.
-Musisz mnie tak dobrze znać ?-zapytałem ze złością.
Persefona wzruszyła ramionami i popchnęła duże drzwi po czym weszła do środka jak gdyby nigdy nic.
   Popatrzyliśmy się z Mico na sobie zdziwieni. Czy Persefona w ogóle kiedykolwiek zastanawiała się nad tym co w danej chwili robi ? Chyba nie.
   Poszliśmy w ślady Persefony i też weszliśmy do środka. Wszyscy ubierali się z zbroje. Ulgoria, Marco i Lya już kończyli. Ichii był w połowie, a Kera siedziała i najwyraźniej nie zamierzała ubierać pancerza.
-Kera na zbawienie czekasz ?-zapytałem ją ciekaw dlaczego ona tak siedzi.
-Nie wiem czy zauważyliście, ale ja nie posiadam elitarnego pancerza. W ogóle nie mam pancerza -Kera miała wyrzuty do nas za to, że jeszcze nie dostała swojej zbroi.
Wszyscy spojrzeli na mnie. Kera jest nową osobą wśród Nordmarczyków. Zapomniałem o niej i dlatego nie dostała swojej własnej zbroi.
-To jak ty byłaś przez ten cały czas w NordMarze ?-Sillven zapytała ją równie zdziwiona tym faktem co my.
-Normalnie-odparła Kera -Pokażę wam.
   Kera wstała. Po chwili cofnęła prawą nogę do tyłu, prawą rękę zgięła do siebie i po chwili wyprostowała. Lewą ręką dotknęła czoła. Znowu użyła prawej ręki i zaczęła kreślić na wietrze jakieś wzory. Tak jakby po Nordmarsku Gifted. Nagle wokół niej rozświetliło się światło i Kera miała na sobie naszyjnik. Była to Normańska runa gdzie było napisane nazwisko Kery i ranga.
-Ale ty jesteś dziwna-powiedziała nagle do niej Sillven. -I tak chodziłaś po NordMarze ?
-No tak-odpowiedziała zmieszana Kera.
-Pokażę ci coś -Sillven podeszła do niej i nacisnęła runę. Po chwili Kera stała w zbroi NordMarskiej z szarą peleryną na której było wyryte godło MordMarczyków. -Czary mary-powiedziała do niej Sillven.
-Magia-powiedziałem z uśmiechem.-Nie sądziłem, że to jest takie proste.
-Gdzieś ty był kiedy uczono o tym w NordMarskich szkołach ?-zapytała z uśmiechem Sillven.
-Na wagarach-odparłem z uśmiechem.
   Po tych słowach poszedłem w ślady Kery. Odprawiłem taki sam 'rytuał' tylko zamiast nazwiska kery wypisałem swoje czyli Cross. Gdy naszyjnik pojawił się na mojej klacie nacisnąłem go i stałem w NordMarskiej zbroi. Różnica polegała na tym, że na barkach miałem czaszkę smoka, i czerwoną pelerynę z wyrytym godłem.
-Miłego ubierania frajerzy-powiedziałem do przyjaciół siadając na krześle.
-Szkoda, że my tak nie możemy-ze smutkiem w głosie powiedział Kyrrie.
-Jak nie jak tak ?-powiedziała Rena o której już całkiem zapomniałem. Dobrze, ze wybaczyła mi nasze starcie przed domem.-Udowodnię ci.
   Rena poszła w nasze ślady. Poza tym, że w innym języku nakreśliła swoje nazwisko. Gdy miała już runę z własnym nazwiskiem nacisnęła ją i stała w elitarnej zbroi Zakonu Krwistego Lotosu.
   Podziwialiśmy piękną zbroję. Zbroja przypominała sukienkę. Dosłownie. Była krwisto - czerwona jak sam zakon. Wydawała się zwykłą dziewczyną i łatwa to zabicia. Lecz cały materiał to był metal. Może nie widać tego. Ale Zakon ma swój własny metal używany do produkcji tej zbroi. Zbroja była lekka, nie przeszkadzała w ruchach. Nosiciel jej mógł spokojnie poruszać się bez obaw, ze coś zaplącze mu się między nogami. Wokół pasa i przez jedno ramię przebiegał pas zrobiony z materiału. Na pasie i ramieniu znajdowały się runy. Na tej runie były wyryte jedynie nazwiska. Po chwili runy poznikały. Rena złapała materiał zbroi i machnęła nią dla dowodu, że jest bardzo lekka. Zbroja cała była krwisto - czerwona.
-Nigdy nam nie mówiłaś, że należysz do Zakonu Krwistego Lotosu-powiedziałem do niej.
-Nigdy nie pytaliście. Poza tym na pośladku prawej nogi mam wytatuowany nasz herb czyli Krwisty Lotos-dla dowodu rena podniosła zbroję do góry i zobaczyliśmy na jej pięknych nogach tatuaż. Po chwili opuściła sukienkę.-A na ramieniu mniejszy herb.
-Nieźle-skomentowałem wszystko.-A ja zastanawiałem się skąd masz takie fajne tatuaże-uśmiechnąłem się i wyciągnąłem sobie papierosy. Wziąłem jednego, zapaliłem, zaciągnąłem się i wypuszczając dym powiedziałem:-Też chcę jakiś fajny tatuaż.
   Ichii zamiast zakładać swój pancerz wykonał własny. Zaczął powtarzać rytuał, ale kiedy doszedł do momentu gdy musiał nakreślać swoje nazwisko zatrzymał się zrezygnowany i opuścił ręce. Po chwili zapytał nas:
-Wie ktoś z was może jak pisze się moje nazwisko w moim języku ?
-Nawet tego nie wiesz ?-zapytała go zdziwiona Sillven.
-No właśnie nie-odparł zrezygnowany.
Sillven pokręciła głową. Podbiegła szybko do niego i palec wskazujący lewej ręki przyłożyła do jego czoła. A lewą ręką zaczęła nakreślać jego nazwisko. Gdy skończyła odsunęła się od Ichii'ego.
Na klacie Ichii miał swoją runę. Białą z czarnym napisem po...wウa從ie. Jak się nazywa język Ichii'ego ? Asasyński ? Asarski ? Język Ludzi Z Kocimi Oczyma ?
*Zapytaj się Sillven -usłyszałem w myślach głos Ichii'ego.
*Dlaczego ja ? Nie możesz to być ty ?
*Ale to twoja matka, a nie moja.
*Ty chcesz wiedzieć, a nie ja.
*Dobra.
-A tak w ogóle. Sillven jak nazywa się język w którym pisałaś moje nazwisko ?-zapytał Sillven Ichii
-Łacina. Tego też nie wiesz ?-zapytała ze zdziwieniem Sillven.
-Serio ?!-wykrzyknąłem razem z Ichii'm.
-Ichii'ego mogłabym zrozumieć. Ale ty Zoro -Sillven popatrzyła na mnie zła. Skarciła mnie wzrokiem. No tak, zawiodłem ją. Nigdy mnie nie interesowały jakieś inne języki. A tym bardziej runy i wszystko inne co ma związek z magią. No chyba, że był to ogień.
Ichii nacisnął w końcu swoją runę i chwilę później podziwialiśmy Ichii'ego pancerz.
Pancerz składał się głównie z materiału. Białego, gdzie nie gdzie było widać czerwień Najpierw założoną miał na siebie białą bluzę. Z grubymi suwakami. Na to narzucona była inna bluza, nie zapinana i cała biała. Zwisała aż do połowy ud. Wokół pasa przebiegał gruby, czerwony pas. Na środku pasa był metalowy orzeł. Symbol Asasynów. Na tą bluzę była zarzucona część peleryny. Przednia część była z lekkiego metalu. Lewa strona była dłuższa od reszty. Na skrawku była runa Ichii'ego. Z pod runy wychodził czarny pas, który owijał się wokół Ichii'ego i przymocowany był na pasie, obok godła Asasynów. Peleryna była długa i zwiewna. Górna część była biała, a pod spodem była czerwona. Na górze koło głowy przymocowany był kaptur, również biały. Był szeroki i zaciągnięty na twarz. Spod kaptura widać było jedynie usta i część nosa. Ręce były metalowe. Lecz nie całe, od dłoni do połowy rąk. Przy dłoniach widać było małe sztylety. Spod górnej części zbroi wysuwała się tak jakby tunika. Sięgała aż do kolan, a nawet była dłuższa. Była luźna i po środku przecięta, aby nie blokować ruchów. Czarne buty były zrobione z lekkiego metalu, z dobrego źródła informacyjnego wiadomo mi, że sięgały aż do połowy ud.
Podobał mi się ten pancerz. Zawsze podziwiałem je u Asasynów. Kiedyś nawet sam chciałem taki mieć.
Nadeszła kolei na...wszyscy którzy należeli do Cesarskich w tym samym czasie narysowali wszystkie znaki. W tym samym czasie też nacisnę;i swoje runy. A po chwili wszyscy stali w zbrojach.
Zbroje wampirów jak można było się łatwo domyślić były całe czerwone. Były proste. Zrobione ze skóry. Na samym wierzchu była skórzana kurtka, którą trudno jest przebić jakimkolwiek ostrzem. Była dopasowana idealnie do figury osoby, która ją nosiła w danej chwili. Pod kurtką znajdowała się cienka bluzka. Na nogach mieli spodnie z tej samej skóry z której zrobiona była kurtka. Na nogach mieli...Mico, Persefona i Lya mieli buty na bardzo cienkich szpilkach. A Kyrrie i Ulgoria mieli czarne adidasy za kostki. Wydawać się może, że ich pancerze blokują ich ruchy, ale jest wręcz na odwrót. Skóra z której zostały wykonane jest bardzo rozciągliwa. Nawet Asasyni zazdroszczą im materiału, z którego wykonują swoje zbroje.
-Chwila, moment. A gdzie są wasze runy i peleryny ?-zapytałem zdziwiony.
-Nie ma-odparła Persefona.
-Wiem, że nie ma. Wszyscy mamy tylko nie wy.
-Nie ma i już-powiedziała Mico.-Nie potrzebujemy ich do szczęścia -Mico uśmiechnęła się.
-A wy potrzebujecie specjalnego zaproszenia czy jak ?-usłyszeliśmy głos Ulgorii skierowany do Angeliccy i Marca. -My nie mamy pancerzy tak jak wy-powiedziała ze spokojem Angelicca.
-Dokładnie-dopowiedział Marco.-Jesteśmy neutralni i nie należymy do nikogo, dlatego i pancerzy nie potrzebujemy. Mamy za to nasze tatuaże świadczące o nie przynależności do żadnej z ras. -Marco podwinął rękaw od bluzki i pokazał identyczny tatuaż jaki ma Angelicca.
-Aha. To czyli już wszyscy ?-zapytała Lya
-Tak. Teraz pozostało nam czekać aż Kaan i Lucyfer zadecydują gdzie będziemy teraz przesiadywać Tutaj nie możemy pozostać poinformowała nas Sillven.
-A dlaczego nie ? Będziemy się teraz cały czas ukrywać ? Prędzej czy później Lindana i tak nas znajdzie-wyraziła swoje zdanie Mico.
-Zawsze możemy się schować do nicości-wymamrotałem.
-Czemu tam ?-zapytała mnie siedząca obok Rena.
-A szukałabyś kogoś w nicości ?-zapytałem ją z uśmiechem wyciągając następnego papierosa. Przeszukałem wszystkie kieszenie, ale zapalniczki ani zapałek i tak nie znalazłem.-Rena, oddawaj ognia.
-Palisz jak smok-wygarnęła mi Rena.-I nie, nie oddam ci.
-Chamstwo-palec wskazujący przyciągnąłem do papierosa i odpaliłem go. Wciągnąłem dużo dymu i wszystko wypuściłem na Renę -Bez łaski.
-Umyj zęby-roześmiała się Rena.
-Nie rozumiem was. Nam tu grozi śmierć a wy się śmiejecie jakby był to normalny dzień -Lya miała do nas wyrzuty za to, że nie zamulamy jak ona.
-A co mają płakać?-Angelicca podeszła do nas i usiadła naprzeciw mnie.
Kyrrie podszedł do nas i wyciągnął dla siebie papierosa. Wyciągnął zapałki, odpalił fajkę i schował je do kieszeni.
-Kiedy ja chciałem ognia to nikt nie miał-z wyrzutem powiedziałem to do Kyrrie'go.
-Nikogo nie pytałeś poza Reną. Poza tym masz własnego-broniła go Mico.
-Mniejsza-naszą rozmowę uciął Ulgoria.-Skąd wiecie, że Lindana nas znalazła ?
-Patrol Lucyfera został przez nią zaatakowany. Przy życiu pozostawiła jedynie jakiegoś żołnierza, aby przekazał nam, że was znalazła. I czeka jedynie na dobrą okazjędo ataku-odpowiedziała na pytanie Ulgorii Sillven.
-Kto mądry ostrzega innych przed atakiem ?-zdziwiła się Kera.
-Właśnie. Podejrzane-podsumowałem wszystko.
-Zoro zadam ci takie pytanie co robisz z petami ?-zapytał mnie Ulgoria.
Uśmiechnąłem się i zmieniłem miejsce do siedzenia. Usiadłem obok Angeliccy i położyłem głowę na jej ramieniu. Widzimy się zaledwie dwa dni. Jeżeli znowu nas rozdzielą to pójdę razem z nią. Nie wytrzymam bez niej.
-Jeżeli Kaan i Lucyfer postanowią, że będziemy wszyscy razem na długi czas. Wytrzymasz ze mną ?-zapytała mnie Angelicca.
-Ja nie nie wytrzymam bez ciebie-odpowiedziałem jej i pocałowałem ją. Nie chcę znowu jej stracić.
-Kyrrie -usłyszeliśmy głos Ichii'ego.-Gdy Trybunał cię pokona będę mógł pochować cię w grobie ?
-Spróbuj to zrobić, a zrobię ci w nocy takie paranormal activiti, że się osrasz-odpowiedział mu Kyrrie.
Roześmialiśmy się wszyscy. No tak, Kyrrie i Ichii nadal się nie lubili.
Nagle do pokoju wszedł Kaan, Lucyfer i Elisabeth. Zamknęli drzwi za sobą i stanęli na samym środku pokoju.
Kaan był ubrany w pancerz Cesarskiego Wampira, a Lucyfer w pancerz NordMarczyka.
-Wiemy już gdzie teraz będziemy wszyscy mieli swoją nową siedzibę zaczął Kaan.
-Będziemy w zamku Katharis na granicy Krain Centralnych i NordMaru -dokończył Lucyfer















niedziela, 9 czerwca 2013

Saga: Wybrani Tom 2 Trucizna Bogów Księga 3

                                          Księga 3

  "Niedawno byliśmy dziećmi, a świat był piękny. Potem doszły problemy, uczucia, jakieś błędy."

       Kyrrie Naunally

 
 


                           Rozdział 1-Kyrrie Naunally




   -Kyrrie, proszę obudź się-usłyszałem głos. Nie byłem w stanie stwierdzić czy to we śnie czy to na prawdę ktoś do mnie mówi.-Kyrrie !
   Otworzyłem oczy, aby sprawdzić. Rozejrzałem się po pokoju. Na skrawku łóżka siedziała Mico. Uśmiechnęła się gdy zobaczyła, że się przebudziłem. Doszedłem do wniosku, że nie warto tracić na nią czas. Usnąłem znowu.
   Słyszałem, że mnie woła, ale nie chciałem się obudzić i sprawdzić o co jej chodzi. Nagle poczułem, że ktoś ściąga ze mnie kołdrę. Zabiera mi poduszkę i przewraca mi łóżko tak, że z niego spadłem.
-Nie rozumiesz, że nie mamy o czym rozmawiać ?-zarzuciłem jej ze złością
-Kyrrie daj mi chociaż wytłumaczyć-odparła Mico ze smutkiem.
-Chcesz mi się tłumaczyć z miłości ?-nie poznawałem jej, a tym bardziej mnie zdziwiło, że chce się tłumaczyć z czegoś z czego nie da się wytłumaczyć.
-To nie była miłość. To było tylko zauroczenie-spojrzałem na nią ciekaw co jeszcze mi powie.-Nie wiem dlaczego tak wyszło. Pewnie dlatego, że brakowało mi twojej bliskości. Byłam samotna, a jemu najwyraźniej się podobałam...
-Mico...
-Nie ! Czekaj ! Daj mi skończyć-przerwała mi i powstrzymała mnie ruchem rąk.-Byłam głupia, że tak łatwo, się w to wciągnęłam. Nie myślałam, że to zajdzie tak daleko. nawet nie chciałam go, zawsze kochałam tylko ciebie, Kyrrie.
   Wywróciłem oczyma. Dobra ta jej historia robi z niej niewiniątko, zawsze chciała wyjść na czysto. Inni mieli cierpieć za nią. Kochałem ją i kocham nadal, ale nie chcę sobie pozwolić na to, aby znowu przytrafiło się problem o imieniu 'Ichii'.
-Do końca życia będziemy razem, do końca życia cię nie zostawię, cały świat był nasz gdy byliśmy razem to wszystko przemija nawet nie wiem kiedy, zawsze głupio skończymy gdy głupio żyjemy-powiedziała nagle Mico i zaskoczyła mnie. Postanowiłem odpowiedzieć jej tym samym:
-Niedawno byliśmy dziećmi, a świat był piękny. Potem doszły problemy, uczucia, jakieś błędy.
-Nie masz pojęcia , jak to jest wykłócać się z Bogiem o normalne życie , pieczętując to wylaniem kolejnych litrów łez , z pięściami w ustach , żeby nikt nie słyszał , jak bardzo krzyk rozsadza Ci płuca. Tyle wycierpiałam gdy cię straciłam, bez nas nic już nie ma sensu.
   Nagle usłyszeliśmy z Mico, że ktoś puka do naszych drzwi. Wstaliśmy i cicho wypowiedziałem:
-Proszę.
   Do środka wszedł Zoro. Westchnęliśmy z ulgą, że to nikt inny. Popatrzyłem na niego. Ręką sięgał do kieszeni znajdującej się w czarnej skórzanej kurtce. Wyjął z niej paczkę papierosów. Były to Viceroy'e Czerwone. Uśmiechnął się pod nosem. Ja piłem to on palił. Każdy z nas walczył ze skutkami ubocznymi bycia Wybranym w inny sposób. Ciekawią mnie jeszcze tylko inni.
-Chce ktoś ?-zapytał nas Zoro pokazując nam papierosy.
-Aha. Czyli Kyrrie pije to ty palisz ? -zapytała nas Mico zdziwiona. Zoro wzruszył ramionami, a ja się roześmiałem biorąc jednego papierosa.
-Pewnie się zastanawiacie po co tutaj przyszedłem-zaczął Zoro, a ja oddałem mu zapalniczkę. Odpalił sobie papierosa i podjął dalej:-W sumie szukałem Mico,ale od razu wiedziałem, że będzie tutaj. Ciebie Kyrrie pewnie też to zastanowi.
-O co chodzi ? Wymyśliłeś nowy sposób radzenia sobie ze skutkami ubocznymi ?-przerwała mu Mico pytaniem.
-Myślisz, że po to przyszedłem ? A ty jak sobie radzisz ? Ćpasz ?!-zapytał Zoro Mico ze złością.
-Nie, radzę sobie zupełnie inaczej !-odparła Mico ze złością
-Karmiąc się ludzką krwią. Myślisz, że tego nie widać ? Nie stajesz się coraz ładniejsza od tak sobie. Stajesz się prawdziwym Cesarskim potrzebujesz krwi tak samo jak ja, ale ja jej nie piję. Poza tym masz czerwone oczy. Nie jak Cesarski czarne bądź ciemne oczy. Masz jasno-czerwone jak prawdziwy wampir uzależniony od krwi ludzkiej.-westchnąłem popatrzyłem się na wszystkich. Na Zora, na Mico.-Co my robimy ? Teraz kłócimy się między sobą zamiast trzymać się razem. Zoro po co przyszedłeś.
-Kaan i Sillven przybyli. Czekają na nas pięciu.
-Pięciu ? Jest nas trzech-powiedziała Mico już innym, łagodniejszym tonem.
-Ja, ty, Kyrrie, Angelicca - odpowiedział Zoro.
-Brakuje nam piątej osoby - powiedziałem zastanawiając się kto może być piąty.
-Piąta osoba wam dwóm się raczej nie spodoba. Jest nią Ichii - Zoro skończył już palić i wyrzucił kiepa przez okno.
   Wkurzyłem się. W duchy modliłem się o to, aby Ichii nie przybył na letnie spotkanie. Za to, że zabrał mi Mico nienawidzę go. Trudno mi to przyznać, ale życzę mu śmierci.
-Idziemy ? - zapytała Mico radośnie.-Nie mogę się doczekać, aż zobaczę Sillven i Kaana.
-Idziemy - Zoro otworzył Mico drzwi i poszliśmy w kierunku schodów, aby zejść na dół.-Mico to ci się może nie spodobać. Sillven nie jest już Upadłym.
-No wiem o tym.
Zoro gwałtownie się zatrzymał prawie na niego wpadłem. Odwrócił się, aby zobaczyć czy nic mi nie jest. Upewnił się, że nie i odwrócił się do Mico.
-Nie mówiłaś mi o tym-powiedział do niej.
-Nie pytałeś-odparła Mico idąc dalej.
Zoro ruszył za nią. Przyśpieszyłem i szedłem równo z nim. Pewnie zaraz zapyta się o czym rozmawialiśmy z Mico, albo czy nie chcę się z nią pogodzić.
   Gdy się tak nad tym zastanawiam to chciałbym się pogodzić. Ale na pewno nie byłoby tak samo jak kiedyś. Z czasem na pewno by tak było, ale nie na chwilę obecną.
-I co pogodziliście się z Mico ?-zapytał mnie Zoro patrząc na mnie.
Wykrakałem.
-Nie...tak...to znaczy nie wiem-nie wiedziałem co mam mu odpowiedzieć. Sam nie byłem pewien czy się pogodziliśmy czy też nie.
-Jak to ? Byliście w jednym pokoju co najmniej przez 30 minut. Nie twierdź, że nie bo odkąd Mico do ciebie...hymm do was weszła minęło trzydzieści minut. Wiem bo stałem tam od początku-powiedział Zoro po paru sekundach.
-Nie jestem pewien czy tak czy nie-odpowiedziałem mu.
-Pytam ponieważ Kaan i Sillven na pewno coś wiedzą na wasz temat. Trudno mi to przyznać, ale razem z Kaan'em mieliśmy nadzieję, że będziecie razem z Mico. A Kaan jak sobie raz coś postanowi to tak będzie.
Zakończyliśmy naszą rozmowę bo doszliśmy do holu gdzie czekał na nas Kaan, Sillven, Mico i Angelicca. Ani śladu Ichii'ego. Jak nie będzie go do końca dnia to będę jednym z najszczęśliwszych ludzi na świecie.
   Ukłoniłem się przed Kaan'em i Sillven. Są Cesarzami więc nie ważne czy jestem od nich silniejszy czy nie,a le musiałem się pokłonić. W sumie ciekawi mnie kto z nas jest silniejszy ja czy Kaan.
   Zoro przytulił się do Sillven. Jest jego matką a nie widzieli się parę miesięcy. Na pewno się za sobą stęsknili.
   Sillven jako Wampir Cesarski strasznie się zmieniła. Z Upadłego Anioła pozostały w niej rysy jej twarzy i chłód w oczach. Z lekko falujących się włosów powstały spiralne loki. Wygląda to tak jakby zrobiła sobie na włosach trwałą ondulację. Grzywka była wyraźnie na środku głowy nadając jej trójkątny wyraz twarzy. Śniada karnacja skóry i ciemno-czerwone oczy. W oczach krył się nie tylko chłód, ale i przekonanie, że z Sillven nie warto zaczynać.   Rumieńce oblewały jej twarz. Sillven podobnie jak jej córka i syn byli nie prawdopodobnie piękni.
-Widzę, że jesteśmy już wszyscy-zaczął Kaan. Czy to oznacza, że Ichii też jest ?-Pewnie zastanawiacie się, dlaczego wezwałem tylko was. Nie wiem czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale jesteście najsilniejszymi z Wybranych. W tej grupie brakuje jedynie Persefony i Marca. Ale oni zaraz dojdą. Wszyscy dojdą. Na nieszczęście Mico i Kyrrie'go będzie też Ichii. Nie interesuje mnie dlaczego się pokłóciliście, także nie interesuje mnie dlaczego się do siebie nie odzywacie. Możecie to zachować dla siebie, albo powiedzieć otwarcie. Interesuje mnie tylko to czy się pogodziliście. Ponieważ tylko wszyscy razem jesteście tak potężni jak teraz. Więc pogodziliście się czy nie ?
-Tak. Dzisiaj. A nawet przed chwilą zanim Zoro nam powiedział, że chcecie się z nami widzieć-powiedziałem szybko zanim Mico zdążyła zaprzeczyć.
   Wszyscy popatrzyli na mnie ciekawi czy mówię prawdę. Zoro wiedział, że kłamię, Mico i Angelicca też. Oby Kaan i Sillven się nie zorientowali, że kłamię.
-W takim razie pozostaje nam czekać na resztę, aż przybędą-wtrąciła się Sillven ratując mi tyłek.-Idźcie do swoich pokoi gdy wszyscy się tutaj zjawią zawołamy was.
   Dzięki. Pomyślałem sobie w duchu. Sillven po raz kolejny ratuje nam tyłek. Gdyby nie ona Kaan na pewno ukarałby mnie za to, że okłamuję własnego cesarza.
   Wstaliśmy wszyscy i zaczęliśmy się rozchodzić. Angelicca z Zorem wyszli z domu. Albo poszli nad rzekę, albo siedzą na którejś z ławek przed domem. Ja poszedłem do swojego pokoju, a Mico szła za mną. Nie mam jej tego za złe bo dzięki temu, może Kaan sobie pomyśli, że naprawdę się pogodziliśmy.
   Wszedłem do pokoju, a Mico za mną i zamknęła drzwi. Położyłem się znowu na łóżko i patrzyłem w sufit.
-Dlaczego go okłamałeś ?-usłyszałem głos Mico
-A co miałem powiedzieć, że się nie pogodziliśmy, a on by myślał nad tym jak nas pogodzić ? Wiesz co jeżeli chcesz to mu to powiedz, bo ja nie zamierzam-odpowiedziałem jej.
Prędzej czy później i tak się pogodzimy, pomyślałem.
-Ale-zaczęła Mico, ale nie dokończyła bo znowu rozległo się pukanie do drzwi.
-Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale czy mogę cię Kyrrie prosić ?
-Oczywiście-powiedziałem chętnie. Byłem szczęśliwy, że Mico nie będzie chciała ode mnie wyjaśnień, a z Sillven sobie porozmawiam.
   Wyszedłem z pokoju za Sillven i skierowaliśmy się do okna, które znajdowało się na końcu korytarza. Schodziło się do niego po schodkach. W sumie było to małe pomieszczenie z dwoma ławkami, trzema krzesłami i małą szafką. Kiedyś graliśmy tu w karty i różne gry planszowe. Do tej pory karty, gry, inne zabawki z dzieciństwa i albumy fotograficzne trzymamy w szafce.
   Na środku tego pomieszczenie stał mały stół. A na nim popielniczka, paczka papierosów i dwa piwa. Ślad, że Zoro już zdążył odwiedzić to miejsce.
-O czym chcesz rozmawiać ?-zapytałem Sillven wychylając się przez okno.
   Na jednej z ławek siedział Zoro i Angelicca. Najszczęśliwsza para jaką znam. Chyba jeszcze nigdy się nie pokłócili, a jeżeli tak to trwało to nie mniej niż pięć minut.
   Zoro wraz z Angeliccą z czegoś się śmiali. Może Zoro opowiedział jej jakiś kawał. To w jego stylu.
-Dlaczego okłamałeś swojego Cesarza ?-usłyszałem głos Sillven.
   Spojrzałem na nią. Siedziała jak mieszkaniec Turcji na jednym z krzeseł pod ścianą , z głową i plecami opartymi o ścianę.
-Tak wiem, że go okłamałem, ale musiałem ponieważ tak naprawdę wcale się z Mico nie pogodziłem. Ale po co tracić czas na coś takiego skoro ważniejszy jest nasz trening-odpowiedziałem Sillven.
-Aha - Sillven powiedziała to takim tonem, który sugerował o tym, że ciężko jej jest w to uwierzyć.-Musicie się pogodzić, „ponieważ tylko wszyscy razem jesteście tak potężni jak teraz”-powiedziała Sillven cytując Kaana.
   Sillven próbowała naśladować Kaana nie tylko tym, że go zacytowała, ale też tym, że podobnie unosiła głos. Nie mówiła, ani za cicho, ani za głośno.
-Wiem...problem w tym, że-nie byłem pewien co powinienem powiedzieć. Bałem się, że przysłała ją Mico. Postanowiłem położyć wszystko na jedną kartę.-chcę się z nią pogodzić, ale nie jestem pewien, czy gdy znowu będzie tak jak zawsze nie pojawi się problem o imieniu 'Ichii'.
   Sillven popatrzyła na mnie swoimi krwisto-czerwonymi oczyma. Wyrażały współczucie. Po przemianie w Cesarskiego Wampira zachowała z Upadłego Anioła dawne cechy: współczucie, miłość do Kaana, własnych dzieci i zwierząt, także chęć pomocy innym, a także zimne oczy.
-Przykro mi, ale tego jednego nie możemy być pewni, a także nie możemy być pewni, że on nas teraz nie podsłuchuje-odezwała się w końcu Cesarzowa.-Ale jestem pewna jednej rzeczy, Mico nikogo nie kocha tak bardzo jak ciebie.
-Skoro mnie tak kocha, to dlaczego wybrała Ichii'ego ?-zapytałem wkurzony
-Wydaje mi się, że zbłądziła. Może brakowało jej twojej bliskości ?
   Chciałem jej odpowiedzieć, że być może ponieważ ktoś taki jak ja nie ma prawda do tego, aby wyznawać swoją miłość córce Kaana, przyszłej Cesarzowej Wampirów Cesarskich. Takie jest prawo ustawione w Krainach Centralnych, mimo że jego procedura jest dość dziwna.
   Usłyszeliśmy pukanie. Pewnie Kaan chce nas wszystkich zobaczyć.
   Dziwne po raz kolejny już dzisiaj słyszę pukanie do drzwi pokoju, w którym się aktualnie znajduję. A osoba, która przychodzi nie rozmawia z nami bo się stęskniła, tylko dlatego, że musi coś powiedzieć ważnego.
-Chodźcie Cesarz nas wzywa-usłyszeliśmy głos Kery, która weszła do nas.
   Razem z Sillven poszliśmy za Kerą pewni, że zaprowadzi nas wprost do Kaana. Byłem pewien, że Lee...albo raczej Lucyfer już jest.
-Persefona, Ulgoria, Lee już do nas dołączyli. Więc wszystko co chcemy wam powiedzieć powiemy-usłyszeliśmy z dołu głos Kaana.-Musicie zacząć trening. Trening jest podstawą do waszego przeżycia. A Lindana zaczęła już na was polowanie.





                             Rozdział 2 Kera Gifted


   W osłupieniu zeszliśmy po schodach. Nie mogłam uwierzyć w to co powiedział Kaan. „Lindana zaczęła już na was polowanie.” Mści się, za to, że Sillven od nich odeszła. Nie dziwię się jej. Sillven jest silna. A kogoś takiego w Trybunale potrzebują.
   Kyrrie usiadł na schodach obok Zora i Angeliccy. Ja zeszłam na dół i usiadłam na wolnym miejscu obok Marca. Siedzieliśmy po dwie, albo trzy osoby. Jako pierwsi siedzieli Persefona, Mico i Ulgoria. Za nimi siedziałam ja i Marco. Za nami siedział Zoro, Angelicca i Kyrrie. Kaan, Sillven, Elisabeth i Lucyfer stali naprzeciw nas.
-Jak już powiedziałem musicie wznowić trening-usłyszeliśmy ponownie głos Kaana.-Będziecie trenować w grupach. Grupy zostaną ustalone na podstawie waszej siły. Jak się pewnie domyślacie ustaliłem kto z was jest najsilniejszy. Zoro i Mico jesteście na tym samym poziomie. Zaraz za wami jest Angelicca, Kyrrie, Persefona, Marco, Ichii, potem Ulgoria, Lya i Kera. Pierwsza siódemka nie ulegnie zmiany, lecz ostatnia trójka jeszcze może się zmienić miejscami. Zmiana przywódcy nie nastąpi, nadal będzie nim Zoro. Muszę przyznać, że twoje zdolności mnie zachwycają, panie Cross.
Co do par. Zoro będzie w parze z Persefoną, Angelicca z Markiem, Kyrrie z Ichii'm, Ulgoria z Lya'ą, a Kera z Kyrą. Tak, Kyra będzie uczestniczyła w waszych treningach. Jest potężnym Mistykiem, da radę. Mico została wykluczona z waszych treningów. Przejdzie inny trening. Chociaż wy potem też przejdziecie podobny.
Widzę, że każdy z was ma strój na sobie odpowiedni do treningów. Dlatego teraz wyjdziemy do parku gdzie wykonacie swoje pierwsze ćwiczenia. Waszym instruktorem będzie Sillven.
   Kaan ruszył w stronę tylnych drzwi, a my poszliśmy za nim. Byłam zła na siebie, że nie założyłam odpowiedniejszych ciuchów na dzisiaj. Miałam na sobie czarne leginsy, adidasy i ciemną tunikę.
   Inni nie byli w lepszej sytuacji niż ja. Mieli dżinsy i dopasowane do figury bądź luźne t – shirt'y. Najgorzej miała Lya, która była w spódnicy, a najlepiej miał Zoro, który miał na sobie dresy.
   Doszliśmy do parku. Ustawiliśmy się w pół-kole i czekaliśmy na instrukcje od Kaana, bądź Sillven. Kaan mierzył nas wszystkich wzrokiem, Sillven podobnie. Potem powiedzieli coś do siebie czego nie usłyszałam. Pewnie zastanawiali się nad tym co będziemy robić.
   Sillven kiwnęła mu w końcu głową i wystąpiła krok naprzeciw. Boże, ile może to trwać ?
-Jako pierwsi w treningu wezmą udział Zoro i Kaan -po patrzyliśmy w osłupieniu na Sillven. Przecież Zoro miał trenować z Mico.-Kaan będzie się bronił, a Zoro powinien go atakować, w momencie gdy Kaan zobaczy, że Zoro go nie atakuje sam wykona atak. Zrozumiano ?
   Kaan i Zoro kiwnęli głowami. Zoro zrobił parę kroków naprzód i stanął w pewnej odległości od Kaana, Kaan zdjął bluzkę i zrobił to samo.
   Cesarz wampirów przyjął pozycję obronną i czekał na atak Zora. Zoro zrobił wdech i zaczął biec w kierunku przeciwnika. Z jednej ręki zrobił pięść i chciał uderzyć w Kaana. Ten uśmiechnął się jedynie i z jednej strony zalała Zora fala lawy.
   Popatrzyliśmy na Sillven, lecz ona nawet nie zareagowała. Pewnie uznaje to za obronę przed atakiem syna.
   Zoro wycofał się trochę i ponowił próbę. Lecz Kaan wyczarował przed nim rzekę z lawy. Zoro nie zdołałby jej przeskoczyć.
   Stanął w miejscu i chyba myślał nad tym co powinien teraz zrobić. Kaan wykorzystał moment i próbował znokautować Zora kulą z ziemi i lawy. Lecz Zoro też się bronił i zrobił kilka zwinnych uników do tyłu. Stanął w miejscu i zwrócił się do Sillven:
-Mogę latać ?
-Nie. W tedy Kaan nie miałby najmniejszych szans-odpowiedziała Sillven.
-Aha-skwitował Zoro.
   Zoro uśmiechnął się pod nosem. To oznaczało, że ma plan do działania. To spec od planów na pewno mu się uda.
   Zoro zaczął się wycofywać do tyłu. Popatrzyłam na niego i zastanawiałam się nad tym co on też wymyśla. Nagle odwrócił się gwałtownie a z jego ręki poleciała kula ognia, a za nią następne. Kaan robił uniki, niektóre kule odbijał ręką i leciały gdzie indziej. Zoro zauważył, że jego ataki nie skutkują więc zwiększył ich prędkość i ilość. Podskoczył i w dwóch rękach wyczarował sobie największą z nich i rzucił w stronę Kaana. Po chwili wyczarował ścianę z ognia, której Kaan nie pokona. Po chwili zaczął biec w jej kierunku. Krzyknął „hastu” i nagle usłyszeliśmy jakiś wybuch. Zoro wbiegł do środka i nagle ściana opadła. Zobaczyliśmy Zora, który trzymał swój miecz przy szyi Kaana.
-Wygrałem-powiedział Zoro z uśmiechem.
-Zaliczone-powiedziała Sillven zadowolona z syna.
-Nie możliwe-skomentował wszystko Kaana wstrząśnięty.
-Nie chcesz nie wierz, fakty mówią same za siebie-odparł Zoro opuszczając miecz, który zaczął pomału znikać.
-Czas nadszedł na Mico i Persefonę-poinformowała nas Sillven.-Atakować będzie Mico, a bronić się będzie Persefona.
   Mico i Persefona ściągnęły lekkie bluzki z siebie i buty. Uśmiechnęły się do siebie i zrobiły parę kroków na przód.
-Mogę się zmienić ?-zapytała nie pewnie Persefona.
-Oczywiście-odpowiedziała jej Sillven.
-Chamstwo-skomentował ich Zoro.-Ja nie mogłem latać. To nie fair !
-I tak wygrałeś-uśmiechnęła się do niego Persefona.-Hastu !
   Po chwili patrzyliśmy na piękną panią ziemi. Nie mogłam się na nią napatrzeć. Była jeszcze piękniejsza niż w rzeczywistości.
   Mico nie czekała na sygnał, ani nic takiego zaatakowała bez ostrzeżenia. Lecz Persefona się nie dała. Z ziemi wyrosły korzenie drzew i związały ją.
   Gdy Mico próbowała się poruszyć pułapka zaciskała się wokół niej jeszcze bardziej. Poczułam, że coś drażni mój zmysł węchu. Wprawdzie nie miałam takiego węchu jak wampiry, lecz bez wątpienia poczułam zapach palonego drzewa.
   Mico użyła swojej zdolności władania nad słońcem i księżycem. Wykorzystała promienie słońca, aby się wykorzystać. Przepaliła swoje więzienie i była wolna.
   Zaczęła biec w kierunku Persefony, lecz do niej nie dobiegła. Następną pułapką okazało się to, że Persefona usunęła spod stóp Mico ziemię. Mico poleciała na dół. Dziura miała głębokość 15 metrów.
-Cholera !-usłyszeliśmy głos Mico dobiegający z dziury.
   Patrzyliśmy na to co wymyśli Mico. Nagle zauważyliśmy, że robi się coraz ciemniej. Spojrzałam na słońce i zobaczyłam zaćmienie. No tak ! Wampiry Cesarskie czerpią siłę z ciemności spowodowanej księżycem, a jeszcze większą zaćmieniem. A Persefona wtedy ma problemy z kontrolowaniem swoich sił.
   Mico wyskoczyła z pułapki. I zaczęła z szybkością piec w kierunku Persefony. Wyskoczyła koło niej i zaczęła wirować z wyprostowanymi nogami w kierunku Persefony. Uderzyła w jej twarz. Usiadła na niej i zza pasa wyciągnęła drewniany kołek. Przyłożyła jej do miejsca gdzie znajduje się serce i powiedziała:
-Zwycięstwo.
-Powinnam wam nie zaliczyć. Ani tobie Mico, ani Persefonie. Lecz Elisabeth wpłynęła na moją decyzję. Więc niech będzie.
   Sillven spojrzała na słońce które zbliżało się ku zachodowi. Mam wrażenie, że dzisiaj już żadne próby, treningi czy jak to nazwać już się nie odbędą. Jeżeli tak to będzie to plusem dla mnie. Nie zniszczę sobie paznokci i ciuchów.
-Zbliża się zachód. Następne treningi nie mają już sensu. Wampiry w ciemnościach mają przewagę nad innymi. Dokończymy jutro rano o dziesiątej. Nie zaśpijcie. O dziesiątej widzimy się w holu. Teraz idźcie zapolujcie, pozbierajcie siły, wypocznijcie. Do jutra, dobrej nocy. 
-Dobranoc-powiedzieliśmy wszyscy naraz.
Anioły, Assasyni, Czarownicy skierowali się do domu, a wampiry wybrały się na polowanie.
   Poszłam pod prysznic. Miałam dość dzisiejszego dnia. Razem z potem, miałam nadzieję, że usuwam cały dzisiejszy dzień. Jutro ja będę brać udział w treningu. Nie wiadomo kto zostanie moim partnerem. Mico i Persefona są przyjaciółkami a Sillven dała ich do pojedynku między sobą. Nie wiadomo czego można się spodziewać.
   Gdy wyszłam spod prysznica skierowałam się od razu do łóżka. Zanim się położyłam spojrzałam przez okno. Na ławce pod dębem siedział Zoro wraz z Kyrrie'im. O czymś rozmawiali. Pewnie o Mico, może o wskazówkach na temat pojedynków, albo po prostu Zoro mówił mu o tym jak pokonał Kaana.
   Chwilę potem zobaczyłam jak wraca Persefona, Mico i Ulgoria z polowania. Uśmiechnięci o czymś rozmawiali. Ulgoria coś powiedział, zrobił do tego zdziwioną minę i wszyscy zaczęli się śmiać.
   Lya znikąd pojawiła się na ławce Zora i Kyrrie'go. Z uśmiechem coś do nich mówiąc. Kyrrie uśmiechnął się do niej i lekko ją popchał. Lya udała, że było to mocno i spadła z ławki. Angelicca podeszła do nich i powiedziała coś. Zoro to skomentował i zaczęli się śmiać.
   Dwie ławki dalej siedział Marco z Ichii'm. Rozmawiali o czymś wesoło. Stwierdziłam, że dołączę do nich. Zaczęłam się ubierać, w luźniejsze ciuchy. Przeczesałam włosy ruszyłam do drzwi. Wyszłam i od razu skierowałam się do parku.
   Zamiast do Marca i Ichii'ego dołączyłam do Mico, Ulgorii i Persefony kierujących się do Zora, Kyrrie'go, Angeliccy i Lya'i.
-A co powiecie na wielkie, wspólne ognisko ?-podrzuciłam pomysł na wieczór.
-Świetny pomysł-pochwaliła mnie Mico.-Persefona wyczaruje dla nas chrust, a Zoro rozpali ognisko.
-O, a Mico włączyły się marzenia-odezwał się Zoro, a my wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
-Czy coś nas ominęło ?-usłyszeliśmy za nami głos Marca.
-Pomysł na ognisko-powiedział do niego Kyrrie. -W każdym razie każdemu podoba się pomysł.
   Pół nocy spędziliśmy wokół ogniska. Smażyliśmy kiełbaski, odpowiadaliśmy kawały, śpiewaliśmy piosenki, opowiadaliśmy historię jakie się nam przytrafiły gdy się rozdzieliliśmy.