środa, 21 sierpnia 2013

Saga Wybrani Tom 2 -Trucizna Bogow Księga 4

       Księga 4

'-Mico, tego dnia kiedy się poznaliśmy wiedziałem, że odnalazłem dom dla mojego serca. Umierałem czekając na ciebie każdego dnia.-usłyszałam głos Kyrrie'go który dobiegał jakby z daleka. 

-Jak mam kochać skoro tak bardzo boje się upadku ?'

Mico Cross * Kyrrie Naunally






          Rozdział 1- Mico Cross

   Popatrzyłam na wszystkich. Każdy uśmiechnięty, każdy z kimś o czymś rozmawiał. Brakowało jedynie Kyrrie'go, który gdzieś poszedł. W pewnym momencie wstał i bez niczego sobie poszedł. Nie zamierzam go szukać i tak się do mnie nie odzywa.
   Wstałam. Uśmiechnęłam się do Zora i Angeliccy i powiedziałam:
-Idę się przejść, potem do was wrócę.
-Idziesz się przejść czy poszukać Kyrrie'go ?-powiedziała Lya leżąca na ziemi.
-Przejść się. Nie zamierzam go szukać i tak ma mnie gdzieś-odparłam z ironicznym uśmiechem.
-Jasne-odparowała Lya uśmiechając się słodko.
-Pilnuj własnego nosa. Nawet gdybym szła go szukać to chociaż próbuję walczyć o swoją miłość a nie to co ty. Eh, prawie zapomniałam, ty nie umiesz kochać-bezczelnie odpowiedziałam Lya'i.-Nie interesuje mnie twoje zdanie na każdy temat.
-Mico, wystarczy-próbował mnie uspokoić Ichii.
-Twoje zdanie też nie-odpowiedziałam mu.
   Zaczęłam odchodzić od nich kierując się w kierunku domu. Pomyślałam sobie, że usiądę na dachu domu i popatrzę na księżyc.
   Pełnia. Północ. Gdy się je złączy będzie najpiękniejszy moment nocy. Usiadłam już na dachu i wpatrywałam się w księżyc. Był piękny lecz on mnie nie fascynował. Przyciągał, ale nie miał takiej mocy jak na przykład otaczający mnie mrok. Światło mnie nie pociąga, kocham mrok.
   Chociaż powinno być inaczej. Matka nadała mi imię 'Mico' co z Dearskiego oznaczało 'światło'. Sprawdziło się tylko pod względem moich zdolności. Kaan mówił mi, że nadano mi je dla ochrony. Ta ochrona niestety się nie sprawdza.
   Z rozmyślań odciągnął mnie jakiś hałas. Szybko odwróciłam głowę, aby sprawdzić kto to idzie. Nieznana osoba zatrzymała się w cieniu. Mój wzrok jednak zobaczył kto to. Był to Kyrrie.
-Co ty tutaj robisz ?-usłyszałam jego zły głos. Chyba naruszyłam jego miejsce gdzie przesiadywał.
-Siedzę i rozmyślam. Podziwiam pełnie księżyca-odpowiedziałam mu wesoło.
-Aha-moja odpowiedź chyba wybiła go z tropu. Bo nie wiedział co powiedzieć. Milczał przez chwilę a potem powiedział:-Chyba nie chcesz mi wmówić że fascynuje cię księżyc ?
-Nie księżyc-na moich ustach wymalował się lekki uśmiech-jego światło też mnie za bardzo nie interesuje. Może tylko to jak pada na otaczające mnie miejsca.
-W takim razie co ?-ton głosu Kyrrie'go zmienił się. Chyba uda mi się przeprowadzić z nim normalną rozmowę, tak bardzo mi tego brakowało.
-Mrok. Otaczający mnie mrok. Spójrz tylko na las, tam wysoko, albo tutaj na park. Na drzewa, albo raczej na cienie. Nie ciekawi cię co się tam znajduje ?
-Mico. Twoja dzikość czasem mnie przeraża-usłyszałam w głosie Kyrrie'go lekkie rozbawienie.
-A mnie twoja siła w nogach. Ja już dawno bym gdzieś usiadła-uśmiechnęłam się lekko do niego.
   Kyrrie roześmiał się cicho. Chwilę potem usiadł po mojej prawej stronie. Przez chwilę panowała pomiędzy nami cisza. Kyrrie chyba nad czymś myślał. Nie chcę go od tego odrywać. Jeszcze wstanie i gdzieś odejdzie. A tego nie chcę.
-Wiesz ? Gdy tak sobie nad tym teraz nad tym myślę to masz rację-powiedział po chwili Kyrrie.-Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale dla nas Nocnych Dzieci ważniejszy jest mrok, to dzięki niemu mamy większą siłę, a nie dzięki księżycowi.
-W sumie księżyc też odgrywa w tym jakąś rolę. Mrok sam z siebie też pewnie by nic nie dał-z sunęłam się trochę po dachówkach i oparłam się plecami o dach. Dachówki trochę uwierały mnie w plecy, ale dało się wytrzymać. Kyrrie popatrzył na mnie co robię i po chwili położył się tak samo.
-Popatrz Mico na gwiazdy. Powiedz co widzisz-zapytał nagle Kyrrie z jedną ręką podłożoną pod głowę.
Popatrzyłam na gwiazdy. 'Nic nie widzę' chciałam odpowiedzieć. Ale się zawahałam. Co on miał na myśli ?
-Emm, kształty ?-zapytałam z wahaniem.
Kyrrie roześmiał się cicho. Przejrzał mnie.
-No dobra. Tak naprawdę nic nie widzę-przyznałam się.
-Przyjrzyj się. Dokładnie. Zatop się w myślach i dopiero powiedz co wtedy widzisz-pouczył mnie Kyrrie.
   Posłuchałam jego rady. Spojrzałam w niebo. Wpatrywałam się w gwiazdy, bez celu. Po chwili wyciszyłam swoje myśli. Przed oczyma stanęły mi wspomnienia sprzed paru miesięcy na temat Kyrrie'go, a nawet sprzed paru lat. Zauważyłam, że obraz mi się lekko zamazał. W oczach stanęły mi łzy. Poczułam, że po policzkach łzy spływają mi strumieniem.
-Mico, tego dnia kiedy się poznaliśmy wiedziałem, że odnalazłem dom dla mojego serca. Umierałem czekając na ciebie każdego dnia.-usłyszałam głos Kyrrie'go który dobiegał jakby z daleka.
Czuję się winna. Winna temu, że nie potrafiłam docenić szczęścia stojącego tuż obok. Teraz gdy jest już za późno dopiero to dostrzegłam. Oddałabym wszystko za to, aby móc znowu liczyć na Kyrrie'go. Chociaż jako przyjaciela.
   Skoro Kyrrie otworzył się w końcu przede mną to ja przed nim też chcę: 
-Jak mam kochać skoro tak bardzo boję się upadku ?
-Ichii'ego umiałaś.
-Nie kochałam go -czułam, że po policzkach nadal lecą mi łzy. Nie mogłam ich powstrzymać, a nawet nie chciałam.-Myślę, że po prostu mi się spodobał. Albo chciałam ci zrobić na złość. Tak długo czekałam aż cokolwiek mi powiesz, dasz jakiś znak, że ci na mnie zależy. A ty milczałeś. Myślałam, że jak poudaję trochę, ze mi na nim zależy to ty dasz jakiś znak. Lecz ty się poddałeś.
-Tak bardzo mi na tobie zależy, że nie chciałem przeszkodzić ci w byciu szczęśliwą.
Spojrzałam na jego twarz. 'Tak bardzo mi na tobie zależy' te słowa słyszałam jak echo w mojej głowie. 'Zależy', 'zależy', 'zależy'.  Nie mogłam w to uwierzyć. Kyrrie nadal mnie kocha po tym co mu zrobiłam.
-Ty...-nie mogłam wydobyć z siebie ani jednego słowa.
-Sam nie wiem czy nadal cię kocham -Kyrrie przerwał mi. Zamilkł na chwilę. Po chwili powiedział:-Jestem pewien jednak, że nadal coś do ciebie czuję. Ale nie spieszmy się z niczym. Czas pokaże co z tym zrobimy. Póki nie będę pewien, że drugi raz cię nie stracę będzie prawie tak jak do tej pory.
-Prawie ?-nie mogłam zrozumieć jego słów
-Nie będę cię traktował tak jak do tej pory. Będzie podobnie jak dzisiejszej nocy.
Wytarłam ręką łzy i uśmiechnęłam się do Kyrrie'go. Byłam szczęśliwa, tak bardzo, że zdołałam jedynie wyszeptać:
-Czas naprawić to co nas łączyło.
   Kyrrie uśmiechnął się w odpowiedzi. Nachylił się i pocałował mnie w policzek.
-Kyrrie tak bardzo za tobą tęskniłam-wyszeptałam mu nad uchem.
-Ja też Mico, ja za tobą też-odpowiedział mi równie cicho.
   Przez chwilę siedzieliśmy cicho. Wsłuchiwaliśmy się w ciszę, pogrążeni we własnych myślach. Zastanawiałam się nad tym jak naprawić to wszystko co zepsułam. Jutro pewnie nie będzie czasu, ale jakoś dam radę. Trening przecież nie będzie trwał tak długo zwłaszcza, że zaczynamy od dziesiątej rano. Poza tym Sillven powiedziała, że jutro będzie kolejny etap sprawdzania naszych zdolności więc...
-Mico. Wsłuchaj się w tą ciszę-przerwał mi nagle Kyrrie. -Chyba ognisko dobiegło już dawno końca. Zostaliśmy już tutaj tylko mu dwoje.
-I tylko my dwoje za pewien czas będziemy spać na dachu, ewentualnie na ławce w parku-skomentowałam.
   Kyrrie roześmiał się. I na jednym palcu zakręcił kluczami. Najwyraźniej pomyślał o wszystkim.
-Nigdy nie ciekawiło cię dlaczego wracałem zawsze tak późno ?-miałam wrażenie, że na wargach Kyrrie'go zagościł uśmiech.
-No nie. Najczęściej to ja szłam pierwsza spać-przyznałam się.
-Acha. To czyli nie interesowało cię to czy wrócę żywy czy nie ? Czy w ogóle wrócę ?-drażnił mnie Kyrrie
-Prawdę mówiąc ? Nie.
-Ok. teraz już wiem jak się o mnie troszczysz. Ja teraz wstaję i idę spać. A ty możesz nawet tam nie wracać. Możesz tutaj spać na tym właśnie dachu-powiedział Kyrrie wstając, a ja roześmiałam się.-I nie interesuje mnie co się z tobą stanie !-powiedział Kyrrie na odchodząc.
   Wstałam i dobiegłam do niego. Zaczęłam iść w jego tempie radośnie.
-Ja też nie zamierzam tutaj spać. Jutro rano trzeba wstać.
   Kyrrie uśmiechnął się. Rozwalił mi włosy i szedł dalej w kierunku pokoju.


  Rozdział 2-Mico Cross


   Rano gdy się obudziłam zobaczyłam, że obok mnie leży Kyrrie. Przytulony i uśmiechnięty. Najwyraźniej nie chce się upewnić tylko już chce być ze mną. Uśmiechnęłam się i ręką pogładziłam go po jego czarnych włosach. Przytulił się do mnie mocniej.
   Pocałowałam go lekko w usta.
-Dzień dobry-wyszeptałam.
   Kyrrie otworzył lekko oczy. Nie były już tak czerwone jak wczoraj. Były czarne, lecz czerwień mieniła się w jego oczach. Nie mogłam uwierzyć w to, że Kyrrie kiedykolwiek będzie tak bardzo przypominał wampira. Patrząc na niego mam wrażenie, że Kaan bardziej przypomina człowieka niż Kyrrie. Kyrrie kiedyś tego nie chciał.
   Ucieszyłam się z tego. Kyrrie jako człowiek był bardziej pociągający niż jako wampir. Jego czarne oczy były piękne. Krwisto-czerwone oczy też mi się w nim podobały, ale nie u Kyrrie'go. Był stworzony do tego, aby wyglądać jak Cesarski, a nie jak wampir łaknący ludzkiej krwi.
   Kyrrie uśmiechnął się lekko. Pocałował mnie w policzek i powiedział:
-Mico obudź się jest już ósma.
   Co ? Przecież ja nie śpię. To na pewno nie jest sen. Byłam o tym przekonana.
-Mico !-usłyszałam ponownie głos Kyrrie'go, który dobiegał jakby z daleka.
   Zamknęłam oczy i otworzyłam jeszcze raz. Widziałam sufit pokoju. Kyrrie stał obok. Miałam wrażenie, że mam mokrą twarz i włosy. Spojrzałam na niego i zobaczyłam w jego ręku szklankę. Już pustą.
-Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że oblałeś mnie ?-zapytałam go
-A jak inaczej miałem cię obudzić ?-Kyrrie był trochę zdenerwowany tym, że nie mógł mnie dobudzić a jak już to zrobił to jeszcze miałam pretensje.-A zresztą rób co chcesz. Jest już ósma, a o dziesiątej jest trening. Trzeba zapolować, aby mieć siłę.
-Chcesz polować na ludzi ?-usiadłam na łóżku zaspana. Szkoda, że mnie obudził.
-A na co innego ? Na wiewiórki ?-Kyrrie'go jedna brew podniosła się ku górze.
-Kiedyś nie polowaliśmy...
-I byliście słabi-usłyszałam głos Ulgorii dobiegający ze strony drzwi.-Nawet Kaan poluje na ludzi.
-Krew z Krain Centralnych różni się o tej co tutaj mamy. Jest lepsza-skomentowałam.
-Tam ludzie nie żywią się samą chemią jak tu-dopowiedział Ulgoria. -Idziemy ?
-No ja idę. Ale czy Cesarzowa idzie to nie wiem-Kyrrie kończył wiązać buty. Potem odwrócił głowę w moim kierunku. Czekał aż odpowiem czy idę.
-No już, już. Tylko się ubiorę.
   Zeskoczyłam z łóżka, wzięłam pierwsze lepsze ciuchy. Poszłam do łazienki w parę sekund się ubrałam i z dużą prędkością wybiegłam.
-Idziemy !-wykrzyknęłam z radością
   Obejrzałam  cały pokój parę razy bo nie mogłam uwierzyć w to, że zostawili mnie tutaj samą i poszli zapolować. Kopnęłam mocno krzesło i z siła uderzyło o ścianę, aby zaraz się połamać. Podeszłam do okna z nadzieją, że świeże powietrze trochę mnie uspokoi.
-Mico ! -usłyszałam pod oknem czyjeś wołanie. Rozpoznałam głos Kyrrie'go.
-Ruszysz się ? -krzyczał Ulgoria
-Myślałam, że poszliście beze mnie !-od krzyczałam
-Rozkazałaś nam czekać-odparł Kyrrie, który zrobiła parę kroków do tyłu i zobaczyłam go.
-A wy nie kłamcie, że się jej słuchacie !-z okna obok dobiegł głos Zora.-I przestańcie krzyczeć ! U siebie jesteście ?!
-Tak-na ustach Kyrrie'go widać było lekki uśmieszek.
-A poza tym kto tu krzyczy ?-usłyszeliśmy głos Persefony. No tak tam gdzie Ulgoria to i Persefona.
   Weszłam na parapet. Odchyliłam się, złapałam rękami z drugiej strony okna. Po chwili puściłam się i skoczyłam na dół. Wylądowałam obok Persefony i Ulgorii.
-Dobra idziecie to idźcie. Niech ja na was nie patrzę-powiedział do nas Zoro ze śmiechem w głosie.
-Też cię kochamy !-odkrzyknęła mu Persefona
-Nie kłam chociaż !
   Roześmialiśmy się wszyscy. Po czym pomknęliśmy z dużą prędkością na polowanie. Wykorzystywałam swój wspaniały wzrok aby podziwiać naturę o tak wczesnej porze. Kochałam to. Wyostrzony wzrok był jedną z moich ulubionych cech wampirzych. Potem była szybkość, duża siła i zero grawitacji. Gdy jesteś wampirem to nie grawitacja trzyma cię przy Ziemi lecz krew. Co prawda bez krwi możemy przeżyć, ale mamy w sobie bardzo mało siły. Cesarscy mają w sobie zdolność dzięki której światło słoneczne nam nie szkodzi. Ale jeżeli nie pijesz za często krwi to wyjście na słońce jest dla nas śmiertelne.
   Biegliśmy ścieżką koło przędzalni. Na drodze stała mała, szara mysz przebiegliśmy koło niej, a ona się nawet nie spłoszyła. Spojrzałam przed siebie. Zobaczyłam jak pająk plecie pajęczynę, jak kropla rosy pomału spływa po liściu. Jak lis zabija swoją zdobycz. Gdy zobaczyłam krew poczułam jakby wokół mojej szyi zaciskała się pętla.
   Przyspieszyłam. Muszę się napić krwi ! Skręciłam gwałtownie w bok i przeskoczyłam rzekę. Wbiłam się palcami i zaczęłam iść szybko pod górę. Skoczyłam wysoko i zobaczyłam idącego chłopaka. W ostatniej chwili złapałam go ręką i mocno rzuciłam. Poleciał daleko, a ja pobiegłam za swoją zdobyczą. Plecami uderzył o kasztan, który znajdował się przy wejściu do lasu. Nachyliłam się i zaczęłam pić jego krew. Dokładnie, aby nic się nie wylało. Czasami z głodu część krwi wylewałam. Teraz nie mogło się to powtórzyć.
-Mogłaś chociaż na nas poczekać-usłyszałam zarzut w głosie Persefony.
-Nie wytrzymałam gdy zobaczyłam lisa zabijającego kurę. Musiałam-odpowiedziałam jej gdy skończyłam posiłek.
-Am. To teraz czekasz na nas ?-zapytała Persefona
-Jeden człowiek mi nie wystarczy. Idę z wami !
   Razem z Persefoną zaczęłyśmy iść po drodze w poszukiwaniu ofiary. Z uśmiechem wspominałyśmy czasy jak kiedyś nie potrzebowałyśmy polować, a mimo to mieliśmy potrzebną nam siłę do polowania.
-Kto nie polował ten nie polował-powiedziała w pewnym momencie Persefona gdy skończyłam o wszystkim mówić.-Ja polowałam. Tobie tylko zabroniono a ja, Lya, Kyrrie mogliśmy polować.
-To jest nie fair !-byłam zła na Lee, że wszyscy mogli a ja nie.
-Wiesz. Wydaje mi się, że oni robili to dla ciebie. Pamiętasz jak pod wpływem złości polowałaś na ludzi ? W tedy jeden człowiek też ci nie wystarczył.
-Tak pamiętam-nagle przypomniało mi się jak pod wpływem złości na Zora i Ichii'ego polowałam na ludzi. W tedy wydawał mi się to znakomitym pomysłem. Teraz już nie. -Nadal uważam, że to było niesprawiedliwe.
-Czy ja wiem-usłyszałam za sobą głos Ulgorii.-Przed polowaniami na ludzką krew pokonywałaś nas wszystkich. Z krwią czy bez i tak byłaś najsilniejszym wampirem.
-Ja nie polowałem-odezwał się znikąd głos Kyrrie'go.-A i tak dawałem radę większości.
-Ale nie mnie. Jestem prawie na tym samym poziomie co Mico -Persefona odwróciła się do Kyrrie'go z uśmiechem na ustach.
-A nikt z nas Zoro'wi. Pan Cross jest z nas wszystkich najsilniejszy-powiedział zamyślony Ulgoria.
-Nie bez powodu jest liderem Wybranych-spojrzeliśmy wszyscy przed siebie. To była Lya. Stała uśmiechnięta przed nami ze stróżką krwi cieknącą z ust. Nadal miała brązowe oczy. Jedynie lekko z ciemniały. Teraz normalny człowiek miałby problemy z odróżnieniem jej oczu od czarnego.
-Gdzieś ty rano była ? Wstałam o siódmej a ciebie już nie było-odezwała się do niej po chwili Persefona.-Chcieliśmy iść razem z tobą.
-Wszyscy ? A może jedynie ty ? W Mico i Ulgorię wątpię. Oni mnie nie lubią -Lya uśmiechnęła się lekko.-Poradziłam sobie sama. A teraz wybaczcie wracam do domu-po tych słowach Lya pobiegła przed siebie i parę sekund później nie było już jej widać.
-Mi się wydaje czy Lya się strasznie zmieniła ?-zapytał nas Kyrrie.-Wcześniej była bardzo miłą osobą. Może pustą, zapatrzoną w siebie, ale była ogólnie miła. A teraz już nie. Lubiłem ją.
-Może chodzi tu o Mico i Ichii'ego ?-odpowiedział mu Ulgoria.-Wkroczyły na otwartą wojnę.
-Serio ? Ja jej nigdy nie lubiłam-powiedziałam na głos to co myślałam.-Tolerowałam ją, ale nie lubiłam. Lya otaczała się takimi samymi ludźmi co ona. Pamiętacie jaka na początku była Kera ? To porównajcie ją z charakterem Kery teraz. Może się zmieniła ostatnio. Ale nadal 'pani'.
-Poza tym rozmawiałam z Ichii'm gdy byłam razem z Ulgorią w Vergoncie. Mu nigdy na Lya'i nie zależało-poinformowała nas Persefona.
-Szczerze ? Gdy usłyszałem imię Ichii przestałem słuchać.-odezwał się Kyrrie.-Myślałem sobie nad nami teraz. Gdy tak sobie idziemy wyglądamy jak grupa normalnych nastolatków.
-Szkoda, że nimi nie jesteśmy-powiedziałam.
-Ciii -syknęła Persefona i pobiegła przed siebie.
   Chwilę później już wiedzieliśmy, że chodzi jej o człowieka. Przed nami szła grupa ludzi w wieku od dwudziestu do trzydziestu lat. Trochę się chwiali więc na pewno byli pijani. Było ich tyle samo co nas. Czterech. Po jednej osobie dla każdego.
   Nie tracąc czasu zaatakowaliśmy ich. Jednym ruchem skręciłam kark jednemu z chłopaków. Chwilę później nachyliłam się nad nim i zaczęłam pić jego krew. Gdy piłam poczułam w ustach wódkę. Ciekawe ile miał promilu alkoholu w sobie. Nie przeszkadzało mi to.
   W Krainach Centralnych Kaan pokazał mi z czym tamtejsze wampiry piją krew. Mieszali ją praktycznie z wszystkim. Niektóre wampiry po wypiciu krwi palili marihuanę, lub zażywali inne narkotyki. Tam posiadanie narkotyków nie było karalne. Lecz większość wampirów, albo nie korzystała z nich, albo palili jedynie marihuanę.
-Dobra. Ja się najadłam. Wracamy ?-wstałam i otrzepałam ręce
-Aż tak ci spieszno ?-zapytał mnie Ulgoria.
-O dziesiątej zaczynamy trening. Wiec lepiej się pospieszmy-po tych słowach Persefony nie było widać.
Wzięłam z niej przykład i też pobiegłam do domu.
   Parę sekund później biegłyśmy z Persefoną w tym samym tempie. Uśmiechnęłyśmy się do siebie. Spojrzałam do tyłu. Kyrrie i Ulgoria już prawie nas dogonili. Przyspieszyłyśmy i chwilę później nie było już ich widać. Skoczyłyśmy na najbliższe drzewo i skacząc po gałęziach skróciłyśmy sobie drogę do domu.
   Chwilę później byłyśmy już na miejscu. Pchnęłyśmy główne drzwi i weszłyśmy do środka. W holu stanęłyśmy zdziwione. Teraz powinniśmy wszyscy stać tutaj i czekać na trening. Ale byłam tylko ja i Persefona.
-Może są z drugiej strony domu-podsunęła pomysł Persefona.
-Sprawdźmy-powiedziałam i ruszyłam w kierunku tylnego wyjścia.
Daleko nie zaszłam. Tuż przy wyjściu z domu stało dwóch Nordmarczyków. Zagrodzili nam drogę halabardami. Na końcu halabardy mieli niebieskiego - lodowego Feniksa który był narysowany na czarnym materiale.
   Stało dwóch elitarnych Nordmarczyków. Ubrani w zbroje i hełmy świadczące o randze. Hełm był prosty. Tylko z czubka głowy wychodziły długie włosy. Pancerz prawie wcale nie był metalowy. W większości składał się z kolczugi, tylko ręce były metalowe i odsłonięte. Na kolczugę zarzucona była szara skóra. Dolna część to był metal. Od pasa do kolan była kolczuga, którą kiedyś gdy byłam mała brałam za spódnicę. Buty były z metalu.  Wokół pasa był pas świadczący o randze. Na samym środku była runa, na której po Normańsku wyryte było imię, nazwisko oraz ranga wojownika. Chociaż nie tylko ta runa świadczyła o randze. Na barkach mieli czaszki różnych zwierząt, w tym przypadku był do wilk. Był przymocowany niebieskimi linami. Wchodziły przez tylną dziurę w czaszce i wychodziły przez otwartą szczękę. Do zbroi przymocowane były niebieskimi runami.
-Lee -wyszeptałam.
-Chciałaś powiedzieć Lucyfer-usłyszałam za sobą głos Zora.-Chodźcie na górę. Musimy przebrać się w elitarne pancerze. Nie zostaniemy tutaj.
-Co masz na myśli ?-zapytała go Persefona
-Lindana. Znalazła nas-odpowiedział jej Zoro










      Rozdział 3 – Zoro Cross

   Spojrzałem na zdziwioną Mico i Persefonę. No tak, kto by pomyślał, że Lindana znajdzie nas w miejscu gdzie nikt inny nas nie szukał. W końcu ktoś musiał.
-Chodźmy-powiedziała do nas Mico idąc w kierunku schodów prowadzących na górę.
-Wszyscy jesteśmy zebrani w największym pokoju na piętrze-poinformowałem je.
-Wszyscy ?-zapytała mnie Persefona-A tak dokładnie to kto ?
-Noo -zawahałem się. Powiedzieć im o Zakochanie Krwawego Lotosu ? A o Asasynach ? Wspomnieć o Cesarskich ? Postanowiłem, że to przemilczę.-Sillven, Kera, Lya, Ulgoria, Kyrrie, Ichii, Marco, Angelicca, ja i wy.
-Chwila. Skoro przybyli Nordmarowie to co robi tam Sillven ? -zapytała z podejrzeniem Mico. Chyba domyśla się, że coś przed nimi ukrywam.
-Jest i już. Nie za dużo chciałabyś wiedzieć ?
-Oj boże. Zamknijcie się-usłyszałem słowa Persefony.
Dalej szliśmy w milczeniu. Każdy z nas nad czymś myślał. Pewnie nad tym jak Lindana nas tutaj znalazła. Trzeba przyznać, że coraz bardziej mnie zachwyca. Jest specjalistką w tropieniu Sillven. Ale z drugiej strony niech wrzuci na luz. Chyba do końca życia nie będzie się zastanawiała jak zemścić się na Sillven. Za to, że odeszła z Trybunału.
Chwila, moment, zaraz, poczekajcie myśli.
Skoro chce się zemścić na Sillven, nie wykluczone, że i na mnie. To oznacza, że ja umrę.
Zatrzymałem się gwałtownie w miejscu, a Mico i Persefona wpadły na mnie.
-Przepraszam-wykrztusiłem.
A nawet jest większe prawdopodobieństwo, że chce się zemścić na mnie. Bo gdyby nie ja Sillven nie odeszłaby z Trybunału.
Oj tam. Zawsze ciekawiło mnie jak jest po drugiej stronie. Jak umrę (wątpię, że Stwórca przyjmie mnie do siebie) to będę wiecznym duchem. I będę nawiedzał ten dom, a przy okazji straszył Mico w nocy i już nigdy nie uśnie.
Zaśmiałem się pod nosem. Taak. Lindana, gdzie jesteś ?
-Zoro. Co cię śmieszy w całej tej sytuacji ?-zapytała mnie zdziwiona Persefona.
-Nic-odpowiedziałem zgodnie z prawdą.-Ale ułożyłem nowy wierszyk. No słuchaj
Podnieśmy nasze ręce, rozpalone ogniem
Mamy w ręku palący się ogień.
A my będziemy to wszystko palić
Pozwolę wam to wszystko palić
Mam zamiar pozwolić wam to wszystko palić
-I co ty na to ?
-No ja bym dała tam parę poprawek. Na przykład na samym końcu dałabym 'Niech to wszystko się pali'.
Szybko pod nosem powiedziałem sobie cały wierszyk. Pasowała mi poprawka Persefony.
-W sumie jak będziemy w naszym nowym schronie to możemy nad tym bardziej popracować.
-Dobrze-powiedziała z uśmiechem Persefona.
-Skończyliście już poprawki ?-zapytała nas Mico -Zoro, dlaczego nie powiedziałeś nam, że jest tu Zakon Krwistego Lotosu ?
-A jest ?-zapytałem udając zdziwionego.
-Nie umiesz kłamać-powiedziała do mnie Persefona.
-Musisz mnie tak dobrze znać ?-zapytałem ze złością.
Persefona wzruszyła ramionami i popchnęła duże drzwi po czym weszła do środka jak gdyby nigdy nic.
   Popatrzyliśmy się z Mico na sobie zdziwieni. Czy Persefona w ogóle kiedykolwiek zastanawiała się nad tym co w danej chwili robi ? Chyba nie.
   Poszliśmy w ślady Persefony i też weszliśmy do środka. Wszyscy ubierali się z zbroje. Ulgoria, Marco i Lya już kończyli. Ichii był w połowie, a Kera siedziała i najwyraźniej nie zamierzała ubierać pancerza.
-Kera na zbawienie czekasz ?-zapytałem ją ciekaw dlaczego ona tak siedzi.
-Nie wiem czy zauważyliście, ale ja nie posiadam elitarnego pancerza. W ogóle nie mam pancerza -Kera miała wyrzuty do nas za to, że jeszcze nie dostała swojej zbroi.
Wszyscy spojrzeli na mnie. Kera jest nową osobą wśród Nordmarczyków. Zapomniałem o niej i dlatego nie dostała swojej własnej zbroi.
-To jak ty byłaś przez ten cały czas w NordMarze ?-Sillven zapytała ją równie zdziwiona tym faktem co my.
-Normalnie-odparła Kera -Pokażę wam.
   Kera wstała. Po chwili cofnęła prawą nogę do tyłu, prawą rękę zgięła do siebie i po chwili wyprostowała. Lewą ręką dotknęła czoła. Znowu użyła prawej ręki i zaczęła kreślić na wietrze jakieś wzory. Tak jakby po Nordmarsku Gifted. Nagle wokół niej rozświetliło się światło i Kera miała na sobie naszyjnik. Była to Normańska runa gdzie było napisane nazwisko Kery i ranga.
-Ale ty jesteś dziwna-powiedziała nagle do niej Sillven. -I tak chodziłaś po NordMarze ?
-No tak-odpowiedziała zmieszana Kera.
-Pokażę ci coś -Sillven podeszła do niej i nacisnęła runę. Po chwili Kera stała w zbroi NordMarskiej z szarą peleryną na której było wyryte godło MordMarczyków. -Czary mary-powiedziała do niej Sillven.
-Magia-powiedziałem z uśmiechem.-Nie sądziłem, że to jest takie proste.
-Gdzieś ty był kiedy uczono o tym w NordMarskich szkołach ?-zapytała z uśmiechem Sillven.
-Na wagarach-odparłem z uśmiechem.
   Po tych słowach poszedłem w ślady Kery. Odprawiłem taki sam 'rytuał' tylko zamiast nazwiska kery wypisałem swoje czyli Cross. Gdy naszyjnik pojawił się na mojej klacie nacisnąłem go i stałem w NordMarskiej zbroi. Różnica polegała na tym, że na barkach miałem czaszkę smoka, i czerwoną pelerynę z wyrytym godłem.
-Miłego ubierania frajerzy-powiedziałem do przyjaciół siadając na krześle.
-Szkoda, że my tak nie możemy-ze smutkiem w głosie powiedział Kyrrie.
-Jak nie jak tak ?-powiedziała Rena o której już całkiem zapomniałem. Dobrze, ze wybaczyła mi nasze starcie przed domem.-Udowodnię ci.
   Rena poszła w nasze ślady. Poza tym, że w innym języku nakreśliła swoje nazwisko. Gdy miała już runę z własnym nazwiskiem nacisnęła ją i stała w elitarnej zbroi Zakonu Krwistego Lotosu.
   Podziwialiśmy piękną zbroję. Zbroja przypominała sukienkę. Dosłownie. Była krwisto - czerwona jak sam zakon. Wydawała się zwykłą dziewczyną i łatwa to zabicia. Lecz cały materiał to był metal. Może nie widać tego. Ale Zakon ma swój własny metal używany do produkcji tej zbroi. Zbroja była lekka, nie przeszkadzała w ruchach. Nosiciel jej mógł spokojnie poruszać się bez obaw, ze coś zaplącze mu się między nogami. Wokół pasa i przez jedno ramię przebiegał pas zrobiony z materiału. Na pasie i ramieniu znajdowały się runy. Na tej runie były wyryte jedynie nazwiska. Po chwili runy poznikały. Rena złapała materiał zbroi i machnęła nią dla dowodu, że jest bardzo lekka. Zbroja cała była krwisto - czerwona.
-Nigdy nam nie mówiłaś, że należysz do Zakonu Krwistego Lotosu-powiedziałem do niej.
-Nigdy nie pytaliście. Poza tym na pośladku prawej nogi mam wytatuowany nasz herb czyli Krwisty Lotos-dla dowodu rena podniosła zbroję do góry i zobaczyliśmy na jej pięknych nogach tatuaż. Po chwili opuściła sukienkę.-A na ramieniu mniejszy herb.
-Nieźle-skomentowałem wszystko.-A ja zastanawiałem się skąd masz takie fajne tatuaże-uśmiechnąłem się i wyciągnąłem sobie papierosy. Wziąłem jednego, zapaliłem, zaciągnąłem się i wypuszczając dym powiedziałem:-Też chcę jakiś fajny tatuaż.
   Ichii zamiast zakładać swój pancerz wykonał własny. Zaczął powtarzać rytuał, ale kiedy doszedł do momentu gdy musiał nakreślać swoje nazwisko zatrzymał się zrezygnowany i opuścił ręce. Po chwili zapytał nas:
-Wie ktoś z was może jak pisze się moje nazwisko w moim języku ?
-Nawet tego nie wiesz ?-zapytała go zdziwiona Sillven.
-No właśnie nie-odparł zrezygnowany.
Sillven pokręciła głową. Podbiegła szybko do niego i palec wskazujący lewej ręki przyłożyła do jego czoła. A lewą ręką zaczęła nakreślać jego nazwisko. Gdy skończyła odsunęła się od Ichii'ego.
Na klacie Ichii miał swoją runę. Białą z czarnym napisem po...wウa從ie. Jak się nazywa język Ichii'ego ? Asasyński ? Asarski ? Język Ludzi Z Kocimi Oczyma ?
*Zapytaj się Sillven -usłyszałem w myślach głos Ichii'ego.
*Dlaczego ja ? Nie możesz to być ty ?
*Ale to twoja matka, a nie moja.
*Ty chcesz wiedzieć, a nie ja.
*Dobra.
-A tak w ogóle. Sillven jak nazywa się język w którym pisałaś moje nazwisko ?-zapytał Sillven Ichii
-Łacina. Tego też nie wiesz ?-zapytała ze zdziwieniem Sillven.
-Serio ?!-wykrzyknąłem razem z Ichii'm.
-Ichii'ego mogłabym zrozumieć. Ale ty Zoro -Sillven popatrzyła na mnie zła. Skarciła mnie wzrokiem. No tak, zawiodłem ją. Nigdy mnie nie interesowały jakieś inne języki. A tym bardziej runy i wszystko inne co ma związek z magią. No chyba, że był to ogień.
Ichii nacisnął w końcu swoją runę i chwilę później podziwialiśmy Ichii'ego pancerz.
Pancerz składał się głównie z materiału. Białego, gdzie nie gdzie było widać czerwień Najpierw założoną miał na siebie białą bluzę. Z grubymi suwakami. Na to narzucona była inna bluza, nie zapinana i cała biała. Zwisała aż do połowy ud. Wokół pasa przebiegał gruby, czerwony pas. Na środku pasa był metalowy orzeł. Symbol Asasynów. Na tą bluzę była zarzucona część peleryny. Przednia część była z lekkiego metalu. Lewa strona była dłuższa od reszty. Na skrawku była runa Ichii'ego. Z pod runy wychodził czarny pas, który owijał się wokół Ichii'ego i przymocowany był na pasie, obok godła Asasynów. Peleryna była długa i zwiewna. Górna część była biała, a pod spodem była czerwona. Na górze koło głowy przymocowany był kaptur, również biały. Był szeroki i zaciągnięty na twarz. Spod kaptura widać było jedynie usta i część nosa. Ręce były metalowe. Lecz nie całe, od dłoni do połowy rąk. Przy dłoniach widać było małe sztylety. Spod górnej części zbroi wysuwała się tak jakby tunika. Sięgała aż do kolan, a nawet była dłuższa. Była luźna i po środku przecięta, aby nie blokować ruchów. Czarne buty były zrobione z lekkiego metalu, z dobrego źródła informacyjnego wiadomo mi, że sięgały aż do połowy ud.
Podobał mi się ten pancerz. Zawsze podziwiałem je u Asasynów. Kiedyś nawet sam chciałem taki mieć.
Nadeszła kolei na...wszyscy którzy należeli do Cesarskich w tym samym czasie narysowali wszystkie znaki. W tym samym czasie też nacisnę;i swoje runy. A po chwili wszyscy stali w zbrojach.
Zbroje wampirów jak można było się łatwo domyślić były całe czerwone. Były proste. Zrobione ze skóry. Na samym wierzchu była skórzana kurtka, którą trudno jest przebić jakimkolwiek ostrzem. Była dopasowana idealnie do figury osoby, która ją nosiła w danej chwili. Pod kurtką znajdowała się cienka bluzka. Na nogach mieli spodnie z tej samej skóry z której zrobiona była kurtka. Na nogach mieli...Mico, Persefona i Lya mieli buty na bardzo cienkich szpilkach. A Kyrrie i Ulgoria mieli czarne adidasy za kostki. Wydawać się może, że ich pancerze blokują ich ruchy, ale jest wręcz na odwrót. Skóra z której zostały wykonane jest bardzo rozciągliwa. Nawet Asasyni zazdroszczą im materiału, z którego wykonują swoje zbroje.
-Chwila, moment. A gdzie są wasze runy i peleryny ?-zapytałem zdziwiony.
-Nie ma-odparła Persefona.
-Wiem, że nie ma. Wszyscy mamy tylko nie wy.
-Nie ma i już-powiedziała Mico.-Nie potrzebujemy ich do szczęścia -Mico uśmiechnęła się.
-A wy potrzebujecie specjalnego zaproszenia czy jak ?-usłyszeliśmy głos Ulgorii skierowany do Angeliccy i Marca. -My nie mamy pancerzy tak jak wy-powiedziała ze spokojem Angelicca.
-Dokładnie-dopowiedział Marco.-Jesteśmy neutralni i nie należymy do nikogo, dlatego i pancerzy nie potrzebujemy. Mamy za to nasze tatuaże świadczące o nie przynależności do żadnej z ras. -Marco podwinął rękaw od bluzki i pokazał identyczny tatuaż jaki ma Angelicca.
-Aha. To czyli już wszyscy ?-zapytała Lya
-Tak. Teraz pozostało nam czekać aż Kaan i Lucyfer zadecydują gdzie będziemy teraz przesiadywać Tutaj nie możemy pozostać poinformowała nas Sillven.
-A dlaczego nie ? Będziemy się teraz cały czas ukrywać ? Prędzej czy później Lindana i tak nas znajdzie-wyraziła swoje zdanie Mico.
-Zawsze możemy się schować do nicości-wymamrotałem.
-Czemu tam ?-zapytała mnie siedząca obok Rena.
-A szukałabyś kogoś w nicości ?-zapytałem ją z uśmiechem wyciągając następnego papierosa. Przeszukałem wszystkie kieszenie, ale zapalniczki ani zapałek i tak nie znalazłem.-Rena, oddawaj ognia.
-Palisz jak smok-wygarnęła mi Rena.-I nie, nie oddam ci.
-Chamstwo-palec wskazujący przyciągnąłem do papierosa i odpaliłem go. Wciągnąłem dużo dymu i wszystko wypuściłem na Renę -Bez łaski.
-Umyj zęby-roześmiała się Rena.
-Nie rozumiem was. Nam tu grozi śmierć a wy się śmiejecie jakby był to normalny dzień -Lya miała do nas wyrzuty za to, że nie zamulamy jak ona.
-A co mają płakać?-Angelicca podeszła do nas i usiadła naprzeciw mnie.
Kyrrie podszedł do nas i wyciągnął dla siebie papierosa. Wyciągnął zapałki, odpalił fajkę i schował je do kieszeni.
-Kiedy ja chciałem ognia to nikt nie miał-z wyrzutem powiedziałem to do Kyrrie'go.
-Nikogo nie pytałeś poza Reną. Poza tym masz własnego-broniła go Mico.
-Mniejsza-naszą rozmowę uciął Ulgoria.-Skąd wiecie, że Lindana nas znalazła ?
-Patrol Lucyfera został przez nią zaatakowany. Przy życiu pozostawiła jedynie jakiegoś żołnierza, aby przekazał nam, że was znalazła. I czeka jedynie na dobrą okazjędo ataku-odpowiedziała na pytanie Ulgorii Sillven.
-Kto mądry ostrzega innych przed atakiem ?-zdziwiła się Kera.
-Właśnie. Podejrzane-podsumowałem wszystko.
-Zoro zadam ci takie pytanie co robisz z petami ?-zapytał mnie Ulgoria.
Uśmiechnąłem się i zmieniłem miejsce do siedzenia. Usiadłem obok Angeliccy i położyłem głowę na jej ramieniu. Widzimy się zaledwie dwa dni. Jeżeli znowu nas rozdzielą to pójdę razem z nią. Nie wytrzymam bez niej.
-Jeżeli Kaan i Lucyfer postanowią, że będziemy wszyscy razem na długi czas. Wytrzymasz ze mną ?-zapytała mnie Angelicca.
-Ja nie nie wytrzymam bez ciebie-odpowiedziałem jej i pocałowałem ją. Nie chcę znowu jej stracić.
-Kyrrie -usłyszeliśmy głos Ichii'ego.-Gdy Trybunał cię pokona będę mógł pochować cię w grobie ?
-Spróbuj to zrobić, a zrobię ci w nocy takie paranormal activiti, że się osrasz-odpowiedział mu Kyrrie.
Roześmialiśmy się wszyscy. No tak, Kyrrie i Ichii nadal się nie lubili.
Nagle do pokoju wszedł Kaan, Lucyfer i Elisabeth. Zamknęli drzwi za sobą i stanęli na samym środku pokoju.
Kaan był ubrany w pancerz Cesarskiego Wampira, a Lucyfer w pancerz NordMarczyka.
-Wiemy już gdzie teraz będziemy wszyscy mieli swoją nową siedzibę zaczął Kaan.
-Będziemy w zamku Katharis na granicy Krain Centralnych i NordMaru -dokończył Lucyfer















2 komentarze:

  1. W końcu zaczyna się coś dziać. Pomału, ale jest już coraz lepiej. Nie mogę się doczekać następnej Księgi. Można chociaż wiedzieć kiedy będzie mniej więcej ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tam nadal czekam z niecierpliwością na kolejną księgę. Kocham Wybranych !

    OdpowiedzUsuń