niedziela, 22 lipca 2012

Saga: Wybrani Tom 2-Księga 1





    Dla Daniela, Damiana i Justyny Szumańskiej a to, że wierzyli we mnie od początku...











                                  Księga 1
   "Nic nas nie podzieli. Nic nie prze szkodzi w naszej przyjaźni..."
                             Zoro Cross

                                                Rozdział 1-Marco Lind

Nigdy nie ufaj nieznajomym. Nigdy nie wiesz kogo spotkasz...

   -Marco ! Marco !
   Westchnąłem i odłożyłem książkę do szafki. Czego ta Angelicca znowu ode mnie chce ? Człowiek czasem to nie może w spokoju do WC iść. Nawet tam może wejść bez skrępowania.
   Odwróciłem się i podskoczyłem. Wpatrywały się we mnie żółte oczy Angeliccy. Była zła. Ciekawe za co.
-No co jest kuzynko ?-zagadałem ją próbując zamaskować przerażenie
-Szukam cię cały dzień !-krzyknęła z urazą w głosie
-Przecież mnie znalazłaś więc o co chodzi ?-powiedziałem próbując wytrzymać jej wzrok
   Westchnęła i zamyśliła się. Po chwili powiedziała:
-Miałeś mi pomóc.
-Nie chce mi się patrzeć na to, jak czarujesz. Poproś Elisabeth-odwróciłem się sięgając po moją książkę.
   Zatrzasnęła mi drzwi od szafki przed nosem. Szczęście, że nie włożyłem ręki do środki. Już bym jej nie miał.
-Nie o to mi chodzi-powiedziała i odwróciłem się do niej.-Pomóż mi się zemścić na nowych sąsiadach.
   Spojrzałem na nią. Boże ! Co ona znowu wymyśliła. Jak to "zemścić" ?
-Przepraszam. Podać coś ?-zapytała nas służąca.
   Odkąd Lee i reszta "wyjechali"  nie potrafiliśmy poradzić sobie z całym tym bałaganem. Sprzątanie zabierało nam za dużo czasu, a i tak było brudno. Postanowiliśmy więc zatrudnić więcej służby. Mamy dziesięć pokojówek-czy jak to się mówi na te kobiety i dziewczyny sprzątające cały dom i podające nam herbaty i inne rzeczy ?-, gosposię, z pięć osób gotujących -kucharzy ?-, i nawet ogrodnika. Ten dom był dla nas za wielki. Ale Elisabeth nie pozwoliła go ani zmniejszyć, ani sprzedać komuś innemu. Ponoć obiecała to Sillven. Mieliśmy się zająć domem do wakacji. Lee...znaczy Lucyfer i tak nie przyjedzie. Ale nie wiemy jak Kaan. Czy uda mu się przyjechać. Sillven na pewno będzie.
-Raczej nic nie chcemy-powiedziała za nas Angelicca. Chciałem ciastko, ale trudno. Skinąłem głową.
-Nie rozumiem...
-Chyba nie jesteś głodny ?-przerwała mi Angelicca.
   Spojrzałem na moją piękną kuzynkę. Mieliśmy pięknych przodków, dlatego byliśmy piękni.
-Nie o to mi chodzi-powiedziałem, a ona spojrzała na mnie.
-A !-zamyśliła się. Szukała argumentów, aby się obronić.-Sami zaczęli-powiedziała krótko po chwili.
-Podpal im dom !-podsunąłem.
-Dobre-uśmiechnęła się.
-Zawsze możesz wybić im wszystkie okna. Muszą tego pożałować-uśmiechnąłem się i podeszłam do stolika. Stał tam ostatni kawałek ciasta. Miałem ochotę się stamtąd ulotnić.-Zawsze możesz przeciąć drzewo, które tam stoi. Zawali się na dom i nikt nie będzie cię podejrzewać-powiedziałem idąc w kierunku schodów.
-Nie masz zamiaru mi pomóc-powiedziała podejrzliwie kuzynka.
-Zgadza się-uśmiechnąłem się.
   Pobiegłem po schodach w kierunku biura Elisabeth. Tak jej pokój nazywaliśmy biurem. Wszystko w nim robi. W sumie to i dobrze. Ale martwię się tym, że siedzi wiecznie w tym pokoju. Chyba nie po to odzyskała życie, aby teraz siedzieć wiecznie w pokoju ?
   Stanąłem przed drzwiami i włożyłem do ust resztki cista. Jabłecznik. Uwielbiam go ! Jest taki pyszny, ze mógłbym jeść go wiecznie. Odwróciłem się w kierunku drzwi i westchnąłem po chwili za pukałem.
-Wejdź Marco !-usłyszałem głos Elisabeth
-Skąd wiesz, że to ja ?-zapytałem od razy
-Bo tylko ty pukasz. Angelicca wchodzi od razy-od powiedziała mi znad biurka.
   Spojrzałem w jej kierunku. Wypełniała jakieś papiery. Jak zwykle. Nic innego nie robiła. No prawie ! Jeszcze tylko spała...
-Powinnaś wyjść na świeże powietrze-za proponowałem jej.
   Popatrzyła na mnie. Znam ten wzrok. Westchnęła i chwilę potem powiedziała:
-Ile razy mam ci powtarzać, że nienawidzę tego, że ktoś się o mnie martwi ?
-Ale to ci dobrze zrobi dla skóry.
   Wzruszyła ramionami. Najwyraźniej miała gdzieś co będzie z jej skórą. Tak czy siak będzie piękna. Wiedziała o tym. Ja i inni też. Nawet te sprzątaczki, które tutaj nie zaglądały.
   Podszedłem do okna. Wpatrywałem się w piękne drzewa. Lato już nie daleko.
-Pewnie chcesz wiedzieć czy na pewno będą ?-zapytała mnie Elisabeth.
   Spojrzałem w jej kierunku. Nie patrzyła na mnie. W dalszym ciągu wypełniała swoje papiery. Odwróciłem się do okna i dotknąłem jedwabnych zasłon od okien. Były piękne. W niektórych miejscach były naszyte jakieś ilustracje. Teraz mogłem im się lepiej przyjrzeć. Całe zasłony miały kolor biały, a ilustracje można było rozpoznać tym, że są ciemniejsze.
   Pochodziły z siedemnastego wieku, Lee dostał je w prezencie. Wiszą tu, bo bardzo podobają się Elisabeth. Nie jej jedynej. Wielu ludzi zapłaciłoby za nie majątek !
-Wiem, że Sillven na pewno będzie-mówiła Elisabeth, a ja słuchałem.-Będzie też Ichii, Mico...co łączy Mico z Angeliccą ? Nie mogę ich rozgryźć.
   Odwróciłem się do tyłu chcąc od powiedzieć, ale nagle podskoczyłem. Za mną stała Elisabeth. Prze straszyłem się Elisabeth ! Już rozumiem, dlaczego większość służących bało się tu wejść. Elisabeth wyglądała gorzej-mam tu na myśli karnację skóry- niż Ulgoria. Podczas gdy jego karnacja była zbliżona do białej ściany, jej była z osiem razy jaśniejsza. Wyglądała jak wampir, z jakiegoś koszmaru.
-Widziałaś się ostatnio w lustrze ?-zapytałem, zaplatając ręce na klacie piersiowej
-A dlaczego pytasz ?-najwyraźniej nie wiedziała o co mi chodzi
   Parsknąłem śmiechem. Nie mogłem uwierzyć w to, że udało mi się prze chytrzyć Elisabeth Lind. I, że zrobiłem to w tak piękny sposób !
-Wiesz-dalej nie mogłem przestać się śmiać- przy tobie Ulgoria może powiedzieć, że ma ciemną karnację skóry.
-No wiesz co !-Elisabeth chyba też nie mogła w to uwierzyć bo podeszła do szafki i spojrzała na lustro zawieszone na jednej z drzwi od szafki.-No nie ! Wystraszyłam się własnego odbicia.
   Roześmialiśmy się oboje. Elisabeth jeśli chciała potrafiła się rozluźnić. Często jednak zachowywała swój wyraz twarzy i charakteru a la czarownica. Z nami rozmawiała, ale ze służbą już nie. "Zwykli ludzie nie zasługują na to, żeby ze mną rozmawiać. Są zbyt prości !" mawiała. Ja osobiście tak nie umarzałem, Angelicca też nie. Byliśmy niby z wyższych sfer, więc często pokojówki uciekały jak z nimi rozmawialiśmy. Ja i moja kuzynka uważaliśmy, że wszyscy są sobie równi. Choć czasami i ona miała wszystkich i wszystkiego dość. W tedy przyjmowała wygląd Elisabeth.
-Może lepiej chodźmy do tego ogródka ?-zwróciła się do mnie Elisabeth
-Usiądź na wózku inwalidzkim. Udamy, że byłaś chora i dlatego tak wyglądasz-za proponowałem, a Elisabeth ochoczo usiadła na wózku.
   Chwilę później byliśmy w ogródku. Elisabeth przeniosła się z wózka na ławkę. Siedziała udając, że była ciężko chora. Tak na prawdę była zwrócona w kierunku słońca i próbowała przechwycić promienie, aby się trochę opalić.
   Spojrzałem na nasz ogródek. Albo raczej park. W tej części gdzie się znajdowaliśmy był mały park. Parę metrów dalej rozciągał się duży ogród i małym laskiem. Stałem na drodze. Była to ścieżka zrobiona z kostki chodnikowej a na przeciw co dwa metry od siebie były drzewa. Z każdej strony zapewniając cień wszystkim, którzy tu byli. Przed drzewami stały ławki. Wielu gości uwielbiało tu przychodzić i siadać. Elisabeth rozkazała, aby zasiać tu jakieś kwiatki. Wybór Angeliccy padł na róże. Mieliśmy tu wszystkie rodzaje róż, i wszystkie kolory.
-Uwielbiam tu siedzieć-powiedziałem na głos patrząc w stronę Elisabeth.
-Nie ty jeden-odparła nie odwracając głowy.
-Szkoda tylko, że jestem tutaj sam-powiedziałem. Chciałbym, aby wszyscy już tutaj byli.
-Nie jesteś sam, jeden już przybył-powiedziała Elisabeth. Chyba miała już mnie dość.
   Uśmiechnąłem się ciekaw kto to będzie. Ale Elisabeth nie zamierzała mi tego powiedzieć. Uśmiechnęła się jedynie pod nosem. Była zadowolona, że wie coś czego ja nie wiem. Prawdę mówiąc wiedziała wiele rzeczy, których ja nie wiedziałem.
-Dzień dobry. Podać coś ?-zapytała nas służąca
-Poproszę martini-powiedziała do niej Elisabeth.
-Szklankę wody-odparłem.
   Służąca kiwnęła głową i poszła po nasze zamówienie. Spojrzałem na Elisabeth. Ona na pewno ma zamiar to wypić ? Wydawało mi się, że nie pije alkoholu.
-Patrzcie kogo mam-krzyknęła do nas Angelicca, a ja odwróciłem się.
-Kyrrie !-krzyknąłem i spojrzałem na niego, ale mój wzrok padł na dziewczynę stojącą obok. Nie wiedziałem co ona tam robi. Nie był to wampir Cesarski. Wampir-fakt, ale dampir. -Jak możesz to robić Mico ?
-Mico ?-zapytała dampirzyca, a po chwili potrząsnęła swoimi fioletowymi włosami.
   Angelicca spojrzała na nas zdezorientowana. Przenosiła swój wa Kyrrie'go.
-Ale to nie tak !-próbował się bronić Kyrrie
-Ah tak ? To kto to ? Osoba pozwalająca przez chwilę o niej zapomnieć ? A może jest inaczej ?-oskarżałem go. Mico jest moją przyjaciół ką, poznałem ją dwa lata po tym jak dołączyła do Lucyfera. Po paru miesiącach pojawił się Kyrrie.
-To nie jest to co myślisz-powiedziała fioletowo-włosa.
-Nie z tobą rozmawiam-warknąłem. Czułem, że nam wszystkim zrobiło się gorąco. No prawie Kyrrie i Elisabeth zachowali spokój.
-Nie wiem po co tyle hałasu-Kyrrie podszedł do stolika Elisabeth i napił się martini.
-Jak możesz ranić Mico ?-nie przestawałem, chciałem wiedzieć.
   Puścił kieliszek, który upadł i rozbił się na kostce. Jego oczy rozbłysły czerwonym blaskiem. Nadal był piękny, ale teraz bardzo przypominał wampira. Kiedyś nie chciał tak wyglądać.
-Ja ? Ja ją skrzywdziłem ?-powiedział agresywnie, a po chwili roześmiał się desperacko-No tak ja-po chwili znowu mówił agresywnie.-To ona spotykała się z Ichii'm za moimi plecami. Z jednej strony mówiła, że kocha mnie, ale gdy mnie nie było całowała się z Ichii'm.-Kyrrie podszedł bliżej stolika i wyjął z lodu "Żubra" w butelce. Kelnerka dopiero co wszystko postawiła-A tak w ogóle to Rena Walker moja strażniczka.
   Po tych słowach poszedł, a ona za nim. Posłała mi jedynie wymowne spojrzenie i poszła za Kyrrie'im do domu. Może chciał zobaczyć swój pokój, a może jest zły ?
   Odwróciłem się bo usłyszałem śmiech Elisabeth. Od samego początku domyślała się, że Rena jest dampirem ochraniającym Kyrrie'go. Ale po co mu ochrona ?
   Poczułem się co najmniej źle. Jak mogłem się tak zachować ? Okazuje się, że Mico nie jest święta. A ja wszystko zwaliłem na Kyrrie'go.
   Spojrzałem na Angeliccę, a ona potrząsnęła głową. Wiem, że wiedziała o Mico i Ichii'm. Dlaczego nic nie powiedziała ? Po chwili Angelicca wzięła przykład z Kyrrie'go. Chwyciła piwo do ręki i poszła. Pewnie w poszukiwaniu Kyrrie'go i Reny. Od samego początku się z nim za przyjaźniła.
   Żeby rozładować przypływ gniewu na samego siebie kopnąłem w drzewo. Nic mi nie ulżyło. Dostałem jedynie bólu nogi. Elisabeth znowu się roześmiała.






                            Rozdział 2 -Kyrrie Naunally

   Wszedłem do kuchni i chwyciłem za duży nóż. Nikogo tutaj nie było. Przytrzymałem butelkę jedną ręką, a drugą ręką za pomocą noża pod warzyłem kapsel od butelki.
   Nagle zobaczyłem, że po dłoni i nadgarstku spływa mi gęstym strumieniem ciemno-czerwona krew. Nie czułem bólu. Często się skaleczyłem, czasem umyślnie.
-Znowu to zrobiłeś-usłyszałem oskarżycielski głos Reny, która widziała jak krew kapie do zlewu.
-Nie zrobiłem tego celowo-powiedziałem, tym razem mówiłem prawdę.
-Mhym-Rena nie chciała w to uwierzyć. Nie dziwię się, często się tak wykręcałem.
   Rena delikatnie obmywała mi dłoń. Robiła to tak, żeby zaraz nie poleciał strumień krwi. Wolną ręką napiłem się.
-Znowu pijesz ?-zapytała Rena kończąc myć
-Tak jakoś-zdawałem sobie sprawę z tego, że niedługo mogę dołączyć do klubu AA. Ostatnio coraz częściej byłem nadpity. Miałem powody.
-Kyrrie, Mico to nie jest powód-powiedziała Rena wycierając mi dłoń.
-Dobrze wiesz, że to nie o nią chodzi-odparłem i wziąłem kolejny łyk.
   Rena uderzyła moją ręką o kant zlewu. Była na mnie zła.
-Au !-krzyknąłem z bólu wypluwając w lustro wszystko co miałem w ustach
-Boli ?-zapytała mnie Rena patrząc z ukosa
-Słoń by poczuł ból-odparłem z za ciśnionymi zębami.
-Czyli jeszcze coś czujesz ?
   Zacisnąłem zęby. Bolało. Miałem wrażenie, że uszkodziła mi jakąś kość. Zrobiła tak, aby pokazać, że nawet prawdziwy powód nie jest dobry. Żaden nie jest dobry.
   A gdybym tak użył tego co ona zrobiła ? Uderzał dłonią o ścianie ? Bolałoby. Bardzo by bolało. Nie ciekłaby mi krew. Muszę to przemyśleć.
   Rena spojrzała na mnie. Chyba się domyślała. Cholera przez te parę miesięcy poznała mnie tak dobrze. Lepiej chyba niż ja znam siebie samego.
-Co wy robicie ?-odwróciliśmy się gwałtownie do tyłu. W drzwiach stała Angelicca z butelką piwa w ręku. Szybko zakryłem dłonią ranę.-Mam nadzieję, że nie przeszkadzam ?
   Rena cofnęła się do tyłu. Zajęła miejsce i wygląd strażnika.
-Kto by pomyślał, że masz strażnika-Angelicca podeszła bliżej.
-Raczej musi-wtrąciła się dampirzyca. Spojrzałem na nią i cofnąłem się parę kroków do tyłu.
-Jak to ?-Angelicca była zdezorientowana. Podeszła do mnie i złapała mnie za rękę.
   Wyrwałem się i odskoczyłem do tyłu. Potem dałem ręce za siebie. Trochę podskoczyło mi ciśnienie. Jak to możliwe, że bałem się własnej przyjaciół ki ? Nikogo bardziej niż jej ? No, w końcu nawet Angelicca potrafi być straszna. W końcu jest czarownicą. I to nie byle jaką !
   Odskoczyłem znowu do tyłu, bo próbowała mnie złapać. Chodziliśmy tak po całej kuchni w okół. Ja uciekałem do tyłu, a ona próbowała mnie złapać. Po chwili upadłem na plecy. Odwróciłem głowę i zobaczyłem, że to Rena podstawiła mi haka. Uśmiechnęła się do mnie triumfująco. Tak, chciała mi pomóc. Pomóc, myśląc, że Angelicca coś wskóra.
-No mięczaku ! Kobiety cie pokonały ? Wstyd !-powiedziała Angelicca z uśmiechem podając mi dłoń, lecz ja wstałem sam. Podałem jej kartkę.-Co to ?
   Wiem, że był to list od Zora. Czytałem go już parę razy. Chciałem, żeby Angelicca też go przeczytała. W końcu byli razem. A oprócz Zora, Ulgorii i Persefony jej najbardziej ufałem. Rena wiedziała o tym dlatego mnie podhaczyła.
-Drogi Kyrrie.-czytała Angelicca- Chciałbym abyś już wyjechał. Wiem, że dowiedziałeś się o Mico i Ichii'm. Robiłem co się da, aby nie byli razem. Mico i Ichii to całkiem inne osoby. Nie są dla siebie. Wiem też z czym się borykasz. Ja też tak mam. Ukojenie znalazłem (też) w alkoholu. Jednak nie jestem uzależniony. Ktoś mały mi pomógł. Prawdę mówiąc to mnie pilnuje. Ale chwała młodemu ! A propos tego, że chciałem abyś wcześniej przyjechał. Też będę szybciej (ten mały też). Wiem, że parę osób też ma tak jak my. Ale nie radzą sobie z tym. Przyjazd ich stoi pod znakiem zapytania. Ale bądźmy dobrej myśli. A ! I pamiętaj o jednym cokolwiek się stanie. Pamiętaj ! Nic nas nie podzieli. Nic nie przeszkodzi w naszej przyjaźni. No pozdrów na miejscu wszystkich ! Angelicce szczególnie. I swoją strażniczkę też. Narazie Zoro.
   Przez chwilę była cisza. Angelicca wykorzystała moment i podwinęła mi ramiona bluzki. Zobaczyła ślady na rękach, które jeszcze nie zdołały zaniknąć. Choć u Cesarskich jest to bardzo szybkie. Zobaczyła też świeżą ranę. Na jej pięknej twarzy widać było złość.
-O co chodzi ?-zapytała z agresją, nie odrywając oczu z mojej świerzej rany
   Wziąłem głęboki wdech i powiedziałem na wydechu:
-Nie panuję nad zdolnościami. Sprowadzają mnie w depresję. Popadam w obłęd. I nie ja jedyny !


3 komentarze:

  1. Nareszcie , nareszcie Tom 2,Księga 1 !!! A już miałam do cb pisać, że brakuje mi ulubionej lekturki :*
    PS.: Dziękuję :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ostatnio nie mam weny twórczej. I nie mam pomysłu co by porobić.

      Usuń
  2. Kurna a tak bardzo chcę czytać. Szkoda, że nic nie ma ;(

    OdpowiedzUsuń