czwartek, 28 czerwca 2012

Księga 8-end






                                                 księga 8

"Czasem trzeba się uśmiechnąć, ale tak szeroko. Uśmiechnąć i pomyśleć, że od dziś zaczyna się nowy rozdział w życiu. A w tym rozdziale będą najważniejsze osoby i w nim możesz wszystko zmienić. Zacząć od nowa..."
                    Kaan Aname


                                           ***Zoro Cross***

   Usłyszeliśmy rozdzierający krzyk Kery. Spojrzeliśmy wszyscy w jej kierunku. Zasłaniała dłońmi usta.
-Kero co ci jest ?-zapytała ją Lya
-Oni mają obcięte skrzydła !-powiedziała przerażona-A zamiast normalnych mają metalowe.
   Przypomniało mi się jaką ja sam miałem reakcję gdy Lee mi o wszystkim powiedział. Jak mnie na wymioty ciągnęło. Teraz też. Miałem ochotę iść gdzieś za drzewo i zwymiotować.
   Już jako dziesięciolatki tracili skrzydła. Czy tego chcieli czy nie. Wielu z nich do tej pory leciała krew z ran. Wiedziałem, że nigdy się im nie zagoją.
-Sami tego chcięli-powiedział Aralos.
-Kłamiesz-zaczął Marco-jeśli chcą mieć skrzydła to muszą zasłużyć.
-Nie rozumiem-powiedział Ichii.
-Ichii, jeśli podnisą rangę przynajmniej na porucznika dostaną skrzydła-odpowiedział mu Marco.
-Przecież to chore !-powiedziała Kera
-Ale prawdziwe-powiedział do niej Ulgoria.-Jeśli miałbym wybierać idę do Upadłych.
   Kera popatrzyła na niego. Miała łzy w oczach. Widać, że teraz wiele rzeczy według niej upadło. Wszystko co na ich temat wiedziała.
-Ale nie wszyscy tak mają-powiediał Kyrrie a my na niego popatrzyliśmy.-Archanioły zostają normalni.
-Ale tylko oni-wywróciłem oczyma.
-Nie prawda. Kobiety też-wtrąciła się Sillven.
-A-Ale dlaczego zabili kaana i Lee ?-zapytała Kera nie mogąc się pozbyć widoku z przed oczu
-Bo Lee to Lucyfer. Kaan to władca wampirów takich trzeba się pozbyć-powiedział Aralos.
-Ciebie też-zaczęła Angelicca.
-I ja chętnie to zrobię-powiedziała Mico idąc w jego kierunku.
   Kyrrie złapał ją za rękę i odciągnął na bok.
-Nie warto-powiedział do niej.
   Westchnąłem. Wiem, że to nie możliwe, ale wydaje mi się, że Lee to na pewno Lucyfer.
-On kłamie, tak ?-zapytałem Sillven, chciałem się upewnić.
   Popatrzyła na mnie. Wzrokiem takim, jakby chciała mnie przeprosić. Pokręciła głową i powiedziała.
-Nie. Lee to Lucyfer.
-A więc mówiłem prawdę, gdy go skazywałem ?-zastanawiał się Aralos-Poza tym on sam tego chciał.
-Nie ! Nie chciałby !-krzyknęła Kyra i zrobiłą ruch, jakby chciała go uderzyć.
   Sillven w ostatniej chwili powstrzymała ją. Popatrzyła się w ziemię.
-Jego czas na Ziemi dobiegł końca-powiedziała nie odrywając wzroku od ziemi.
   Popatrzyłem na nią.
   Sillven miała długie, kręcone czarne włosy, które były w kształcie trójkąta. Ciemną karnację skóry. Duże, brązowe oczy, wyrobione brwi. Była piękna. Niesamowicie piękna.
-Dlaczego nic nam nie powiedział ?-zapytałem ją
-Bo nie chciał-powiedział Aralos.
   Tego było dla mnie za wiele. Wszystko się we mnie zagotowało. Podszedłem do niego i nie zwarzając na nic uderzyłem go. Soliwnie z pięści. Musiało go to zaboleć, bo upadł.
-A Kaan ?-zapytała Mico z obawą
-Mamy parę żyć. Nic mu nie będzie-powiedział z uśmiechem Ulgoria.
    Spojrzałem na wszystkich po kolei. Byli zatroskani. Ciekawiło ich czy Lee-albo raczej Lucyfer- przeżył. Mnie też. Martwiłem się o ojca. Bez niego nie mamy co tu robić.
    Odwrócona w przeciwnym kierunku stała Persefona. Jej piękne, długie czerwone włosy rozwiewały na wietrze. Podeszłem do niej.
-A ty co taka zamyślona ?-zapytałem ją
-Chciałabym wrócić do Krain Centralnych-powiedziała do mnie.-Wiem, że to niedorzeczne, ale dawno mnie tam nie było.
-Rozumiem cię. Zawsze się tęskni za rodzinnymi stronami-spojrzałem na nią, a ona na mnie.
   Staliśmy w milczeniu. Nikt z nas nic nie mówił.
-Pójdę razem z Ullgorią, Lya'ą, Mico i z Kyrrie. Mam nadzieję, że się nie obrazisz ?-powiedziała w końcu.
-Nie mam nic przeciw. Sam odstawię Ichii'ego do Vergonty i wezmę Kyrę i Kerę ze sobą. A reszta sama zdecyduje-odpowiedziałem jej.
   Popatrzyła się na mnie przez chwilę. Poczym podeszła do mnie i przytuliła się.
-Będę tęsknić-powiedziała.
-Ja też-powiedziałem i zachciało mi się płakać.
    Wróciły wspomnienia tych wszystkich chwil, które spędziliśmy razem jako jedna wielka rodzina. Persefona była dla mnie zawsze jak starsza siostra, którą wcale nie była. Kochałem ją-jak siostrę- i trudno jest się z nią porzegnać.
-Ja też-powturzyłem.
   Nagle poczułem, że wszyscy się do nas przytulają. Wszyscy oprócz Aralosa i poczułem też brak Sillven. Czyżby już odeszła ? Poczułem też uścisk Elisabeth. Przekonała się do nas.
   Przytuliłem się do Mico i w tedy z oczy popłynęły mi łzy. Była moją siostrą i nie chciałem się z nią rozstawać. Mogłaby z nowu iść z nami. Wiem, że to nie możliwe. Musi iść do swojego ojca.
-Nie idź-powiedziałem dalej się tuląc i płacząc.
-Muszę-pociągnęła nosem.-Teraz kiedy odnalazłam swoją prawdziwą rodzinę nie chcę ich stracić.
   Potem przytuliłem się do Lya'i, ale to nie było nic szczególnego. Owszem kochałem ją jak siostrę, ale wiem, że jeszcze spodkam ją z tysiąc razy.
   Następnie przyszła kolej na Kyrrie'go. Obydwoje płakaliśmy. Trudno stracić najlepszego przyjaciela i brata. Nie mogłem uwierzyć w to, że teraz właśnie jest ten moment. Moment, że się żegnamy.
   Ostatni z Cesarskich był Ulgoria.
-Sorry za tamto-zacząłem.
   Nagle przestałem. Ulgoria też się do mnie przytulił. Był znowu tym przyjacielem co kiedyś.
-Wybaczam-powiedział z uśmiechem.
   Potem stanąłem i otarłem łzy. Trudno jest się z wszystkimi porzegnać. A jeszcze trudniej będzie z Angeliccą.
   Poszedłem w jej kierunku. Drogę zastąpiła mi Elisabeth i powiedziała:
-Dziękuję za wszystko. Za to, że mi pomogłeś. jako jedyny się mną zainteresowałeś.
-Jako jedyny mam skrzydła-powiedziałem lekko się uśmiechając.
-W każdym razie moja córka nie mogła trafić na nikogo innego. Dziękuję-powiedziała schodząc mi z drogi.
-Chodź ze mną-powiedziałem podchodząc do Angeliccy
   Pocałowała mnie. Ale zaraz powiedziała:
-Chcesz żebym zmarzła ?
   Roześmiałem się. No tak, musiała obrucić to w żart.
-Razem z Elisabeth i Markiem zostaniemy tu. Ktoś musi zajmować się domem-powiedziała już powarznie.
-Rozumiem-powiedziałem smutny, że nie będzie jej ze mną.
-Zoro przeczytaj list od Lee-powiedziała do mnie Sillven.
   Otworzyłem list i uśmiechnąłem się zadowolony z faktu, że jednak coś zostawili. Wziąłem głęboki wdech i zacząłem na głos czytać:

   -Przepraszamy, że odchodzimy tak bez zapowiedzi, ale inaczej Zoro by nie pozwolił. W każdym razie mój czas na Ziemi dobiegł już końca. Musiałem wrócić do NordMaru. Jeśli się martwicie to mogę was zapewnić, że siedzę w Klanie Cienia. Jeśli w końcu się zdecydujecie, że przyjdziecie będę tam na was czekał. W prawdziwej postaci. Już pewnie wiecie, że jestem Lucyferem. Tak, w krwi Zora i Kyry płynie krew Archanioła stworzonego z ognia. Z tąd pewnie Zoro jest wybranym. Mam nadzieję, że wykonaliście swoją pracę dokładnie. Mam nadzieję ? Ja to wiem ! Czekam na was. Już nie mogę się doczekać-Lucyfer. P.S. Żegnajcie ci którzy wrócicie na swoje prawowite miejsce. Byliście i zawsze będziecie należeć do naszej rodziny. A na Mico już czeka Kaan. 

   Zamknąłem oczy żeby powstrzymać łzy. Mógł nam jednak powiedzieć.
-Zoro w porządku ?-usłyszałem zatroskany głos Sillven
-Poprostu zastanawiam się jak my się stąd wydostaniemy-skłamałem.
   Popatrzyłem na wszystkich. Ich miny bladły. Sami nie wiedzieli co zrobić.
-Ja was podrzucę-zaproponował Ichii.-Moją drugą zdolnością jest to, że mogę kogo chcę i siebie teleportować gdzie chcę.
-Zoro ja-zaczęła Sillven.
-Nie idziesz do Lucyfera, prawda ?-zapytałem ją, a ona skinęła tylko głową-Wiedziałem, ale chciałem, zebyś sama to powiedziała. Nie mam ci tego za złe.
   Przytuliliśmy się do siebie. Znowu chciałem płakać, ale Sillven otarła mi łzy.
-Umówmy się-zaczęła-wszyscy spodkamy się tutaj latem. Bez wyjątku !
   Uśmiechnęliśmy się wszyscy. A Lya powiedziała:
-Bez wyjątku...






                                     **********Angelicca Lind**********


   Biegnę szybko. Szybko do rzeki. Nic już nie jest dla mnie warzne. Nic mi nie pomorze. Życie straciło sens. Co tego, że Stwórca zrobił, ze mnie jednego ze swoich najważniejszych ? Ci, których spodkałem. To oni mieli prawdziwe życie. Ja go nigdy nie miałem.
   Szybko, szybko zanim wszystko przestanie działać i już mnie nic nie uwolni. Muszę to zrobić pierwszy zanim oni to zrobią. A nic nie jest straszniejszego do tego.
   Muszę być pierwszy. Muszę już skończyć. Życie i tak nie ma sensu.
   Nareszcie rzeka ! Wystarczy tylko wejść na jakieś wzniesienie i skoczyć.
   Wbiegłem po drzewie na sam czubek. Po chwili przyżegnałem się i skoczyłem na du. Co mi z tego życia jak i tak nic nie mam w nim ?

   Obudziłam się w środku nocy. Była północ a ja wybiegłam na pole.  W samej pierzamie. Była to wprawdzie biała sukienka, ale też mogła pierzamą być.
   Biegłam ile tchu w nogach. Przyśniło mi się jak Aralos się zabija. Wprawdzie podałam mu truciznę, ale co z tego ? Niech myśli co chce.
   Wybiegłam na ziemię w bosych stopach i ściągnęłam sukienkę. Zaczęłam tańczyć. W kółko, zupęłnie tak, jakbym odprawiała jakiś zakazany i niebezpieczny sabat.
   Nikt o tym nie wie. O tym co się stało. Oprócz jednej jedynej osoby i nie mam tu na myśli siebie. Tylko ona i ja. Nikt inny !
   Tańczyłam cały czas co pewien czas odrywając nogi od ziemi. Była mokra od rosy, ale nie przeszkadzało mi to w rzadnym wypadku.
   Po chwili zatrzymałam się i spojrzałam na księżyc. Była pełnia.
-To się nie liczy-powiedziałam.-To tylko Aralos. Wszystko dopiero się zacznie. Mam nadzieję, że mi pomorzesz.
   Zaczęłam znowu tańczyć. Przez cały czas w morderczym tępie. Ale nic mi to nie przeszkadzało. Niech się dzieje co chce. Ja mam co innego do roboty.
   Zatrzymałam się ponownie.
-Mico czuję się taka samotna bez ciebie-mówiłam znowu do księżyca.- Chciałam się tylko zabawić. A czy Sillven nie mówiła, ze trzeba się go pobyć ?
   Zaczęłam znowy tańczyć. Skakałam po trawie wymachując rękami.
-Już nie długo Mico-powiedziałam nie przestając tańczyć.-Jeszcze tylko parę miesięcy i będziemy razem.
   Zatrzymałam się.
-Do lata-powiedziałam uśmiechając się.-A w tedy zrobimy co będziemy chciały. Nic nas nie powstrzyma. Obiecuję !
   W podskokach pobiegłam do domu. Byłam szczęśliwa, że pozostało już tak mało. Jeszcze trochę, a pozbędziemy się wielu ludzkich istnień !
   Skręciłam do kuchni. Na stole była kartka. Podniosłam i przeczytalam:

   -Czasem trzeba się uśmiechnąć, ale tak szeroko. Uśmiechnąć i pomyśleć, że od dziś zaczyna się nowy rozdział w życiu. A w tym rozdziale będą najważniejsze osoby i w nim możesz wszystko zmienić. Zacząć od nowa...Kaan Aname
 
   Czyli on o wszystkim wiedział ? Jestem pewna, że nas nie powstrzyma !
   Zacząć od nowa...
-Do lata...Jeszcze tylko parę miesięcy...




                                        KONIEC Tomu Pierwszego

5 komentarzy:

  1. Dlaczego ??? Pozwoliłam już skończyć ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieeeeeeeeeeeeeeeee !!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlaczego już ? A tak fajnie się czytało.
    Końcówka wymiata ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. fajne to jak tańczyli.
    Szkoooooooooooooodaaaaaaaaaaaaa !!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dlaczego ? Czym człowiek sobie na to zasłużył ?

    OdpowiedzUsuń